"To więcej niż teorie spiskowe, to bardzo prawdopodobne. Saudowie i Amerykanie już to kiedyś zrobili. Zwiększali podaż ropy i zaniżali jej cenę, by zaszkodzić Rosji; zniżali też cenę do 10 dol. za baryłkę, aby blokować eksploatację surowca na Morzu Północnym. Porozumienie między Waszyngtonem a Rijadem jest też bardzo prawdopodobnym układem, ponieważ służy interesom obu stron" - mówi PAP ekspert, trader ropy z Gordon's Bay w RPA Philippe Pringiers. Znany publicysta "New York Timesa" Thomas Friedman napisał szeroko komentowany artykuł pod znaczącym tytułem "Naftowa wojna", w którym stawia tezę, że USA i Saudowie "najwyraźniej starają się zrobić Władimirowi Putinowi i Ajatollahowi Chameneiowi (przywódcy Iranu) to, co zrobili ostatnim przywódcom Związku Radzieckiego: zalać go ropą na śmierć i doprowadzić do bankructwa niskimi cenami ropy" - pisze Friedman na łamach "NYT". Przy okazji Rijad może złamać też gospodarkę swego głównego rywala - Iranu - dodaje. "Saudyjczycy mogą bardzo długo prowadzić politykę zaniżania cen ropy, zwiększając zarazem produkcję, choćby pięciokrotnie, a więc ich dochód netto pozostaje mniej więcej taki sam. W dłuższej perspektywie taka inwestycja im się zwraca" - wyjaśnia Pringiers. Rijad nie ucierpi też na utrzymaniu przez jakiś czas niskich cen surowca dzięki kolosalnym rezerwom walutowym oraz niskim kosztom produkcji - kontynuuje. O zmowę mającą na celu zaniżenie cen ropy dla celów politycznych USA i Saudów oskarżają od dawna Rosjanie i ich bliski sojusznik - Wenezuela. Moskiewska "Prawda" napisała 3. kwietnia, że Barack Obama "chce z pomocą Arabii Saudyjskiej zniszczyć rosyjską gospodarkę". "Taka wspólna akcja ma swój precedens, który spowodował upadek Związku Radzieckiego (...) W 1985 roku Królestwo zwiększyło produkcję z 2 mln do 10 mln baryłek dziennie, obniżając cenę z 32 do 10 dol." - przypomniała "Prawda". Zmusiło to ZSRR do rozpaczliwych decyzji, jak okresowa wyprzedaż ropy po 6 dol. za baryłkę. Friedman przytacza słowa byłego premiera Rosji Jegora Gajdara, który w 2006 roku powiedział, że krzywa upadku Związku Radzieckiego zaczęła się "13 września 1985 r. Tego dnia szejk Ahmed Zaki Jamani, saudyjski minister ds. ropy ogłosił zmianę polityki ws. cen ropy (...). W ciągu sześciu miesięcy produkcja zwiększyła się czterokrotnie (...). Związek Radziecki tracił około 20 mld dol. rocznie - a bez tych pieniędzy kraj po prostu nie mógł przetrwać". Współwłaściciel rosyjskiej firmy naftowej Łukoil Leonid Fedun powiedział publicznie w październiku, że prezydent Barack "Obama tuż po aneksji Krymu złożył wizytę królowi Arabii Saudyjskiej, by nakłonić go do obniżenia cen surowca". Wobec takiej wojny naftowej Rosja nie mogła i nadal nie może wiele zrobić - mówi Pringiers. Nie ma technicznych możliwości ograniczenia wydobycia ani zwiększenia rezerw surowca. "Jedyne co mogłoby powstrzymać Saudów, to konflikt w samym Królestwie, atak na rząd, czy kluczowe instalacje naftowe" - dodaje. Reuters cytuje analityka rynku ropy z firmy RusEnergy Michaiła Krutichina, który ujmuje to dobitniej: "Rosja nie może wpłynąć na podtrzymanie cen; co najwyżej może zorganizować rewolucję w jakimś kraju będącym producentem ropy". Arabia Saudyjska ogłosiła tymczasem, że może utrzymywać ceny surowca na poziomie 70 - 80 dol. za baryłkę przez rok lub dłużej. Pringiers ocenia, że wojna naftowa może potrwać kilka lat, bo Saudów stać na wytrwanie w takiej polityce. Reuters zwraca uwagę, że przed kolejnym szczytem OPEC (27 listopada), na którym zapadną decyzje dotyczące poziomu wydobycia ropy, teorie spiskowe stają się coraz bardziej popularne. Im bardziej saudyjski minister ds. ropy Ali al Naimi i szef tamtejszej dyplomacji książę Saud ibn Fajsal zaprzeczają temu, że chcą osiągnąć pewne cele polityczne za pomocą ropy, tym bardziej są niewiarygodni. Frideman argumentuje w sposób następujący: "Zastanówmy się nad tym: czterech producentów ropy - Libia, Irak, Nigeria i Syria - pogrążonych jest w konfliktach (...). 10 lat temu spowodowałoby to niebotyczne zwyżki cen ropy. Tymczasem teraz jest zgoła odwrotnie - ceny spadają" - pisze. Uprawianie konsekwentnej polityki za pomocą podaży i cen ropy jest dla Królestwa Saudyjskiego tym łatwiejsze, że naftowy gigant Aramco, to firma państwowa. "Na niskich cenach ropy ucierpią wprawdzie koncerny naftowe w USA, ale to są firmy prywatne i na razie nie obchodzi to amerykańskiej administracji" - mówi Pringiers. Oczywiście Arabia Saudyjska zabiega też o zachowanie swojego udziału w rynku i walka za pomocą ropy z Rosją i Iranem ma dla niej oczywisty sens biznesowy. Ma też sens polityczny - po pierwsze Moskwa i Teheran popierają reżim w Syrii, który Rijad uważa za głównego wroga; po drugie - mawia się, że Amerykanie, by rzucić na kolana Związek Radziecki, w zamian za zalanie rynku ropą dali Saudom gwarancje bezpieczeństwa. Zdaniem Friedmana teraz, tak jak w latach zimnej wojny, "bez wątpienia spadek cen ropy służy strategicznym interesom USA i Saudów". Rosja - w ocenie "Economista" - może przez jakiś czas przetrwać wojnę naftową. "Gdy cena ropy spada, spada też rubel, co sprawia, że - liczone w rublach - dochody z eksportu pozostają mniej więcej takie same". Ale osłabiona waluta sprzyja wzrostowi inflacji i sprawia, że obsługa zagranicznych długów staje się coraz droższa. Gospodarka Rosji spowolniła i grozi jej recesja. Ponadto Kreml potrzebuje wyższych cen ropy, by zrównoważyć finanse. Na rok 2015 w założenia budżetowe wpisano cenę rzędu 100 dol. za baryłkę. Teraz analitycy rynku oceniają, że aby zrównoważyć budżet Moskwa potrzebowałaby ropy po 115 dol. za baryłkę. Tymczasem nadpodaż ropy zwiększa fakt, że zaawansowane gospodarki zmniejszają jej zużycie, szukając alternatywnych źródeł energii, wprowadzają energooszczędne technologie, które "mogą być początkiem równie znaczących zmian (w energetyce) jak gaz łupkowy" - pisze Friedman. "Najważniejszy wniosek: ten trend nie jest korzystny dla naftowych dyktatorów" - konkluduje Friedman. Marta Fita-Czuchnowska