- Bilans wynosi około 140 zabitych. Jest to bilans na poniedziałek wieczór i obejmuje cały Tybet - powiedział premier Samdhong Rinpocze w Dharamśali, gdzie mieszka dalajlama, przywódca duchowy Tybetańczyków. "Bardzo trudno uzyskać szczegóły (odnośnie okoliczności śmierci) z powodu restrykcji nałożonych przez władze chińskie. Ponieważ demonstracje nadal rozprzestrzeniają się na inne rejony w Tybecie, liczba ludzi, którzy zginęli w wyniku brutalnego stłumienia przez armię i policję podczas pokojowych demonstracji, jest zdumiewająca" - czytamy w oświadczeniu tybetańskiego rządu na wygnaniu. Równocześnie oficjalna chińska agencja prasowa Xinhua poinformowała, że w zamieszkach trwających w prowincji Syczuan na zachodzie Chin zabity został policjant, a kilka innych osób zostało rannych. Według oficjalnych źródeł w Pekinie do tej pory w zamieszkach zginęło 19 osób, w tym 18 "niewinnych" cywili i policjant - podała AFP. Associated Press, powołując się na chińskie źródła, pisze o 22 ofiarach śmiertelnych. Tymczasem miejscowa gazeta "Dziennik Tybetański" poinformowała we wtorek, że regionalne władze tybetańskie aresztowały 13 osób za udział w akcjach protestacyjnych oraz wznoszenie "reakcyjnych" haseł i transparentów podczas akcji protestacyjnych 10 marca w stolicy Tybetu Lhasie. W artykule podano, że aresztowana trzynastka znajdowała się w tłumie uczestniczącym w demonstracji w pobliżu położonego w Lhasie jednego z głównych tybetańskich klasztorów buddyjskich. Demonstracja ta poprzedziła o kilka dni zamieszki w Lhasie i okolicy, w trakcie których - według informacji oficjalnych władz - poniosło śmierć 19 osób.