Liberyjczyk był pierwszym pacjentem, u którego zarażenie zdiagnozowano dopiero w USA, a nie w kraju Afryki Zachodniej. "Z wielkim smutkiem informujemy o śmierci Thomasa Erica Duncana dzisiaj rano o godz. 7.51" (godz. 15.51 czasu polskiego) - napisał rzecznik szpitala Texas Health Presbyterian Hospital w Dallas, dokąd mężczyzna trafił pod koniec września. Przebywał tam w izolatce. W sobotę szpital informował, że Duncan jest w stanie krytycznym. Był podłączony do respiratora i dializowany. Lekarze rozpoczęli też eksperymentalne leczenie. Mężczyzna 20 września przyleciał z Liberii do Dallas, by ożenić się z matką swojego syna i rozpocząć nowe życie - pisze agencja EFE. Przed wylotem do USA Duncanowi na lotnisku w Liberii zmierzono temperaturę. Nie wykazywał żadnych objawów zarażenia ebolą. Symptomy mogą pojawić się między drugim a 21. dniem od zarażenia. Jednak 24 września zgłosił się na pogotowie do Texas Health Presbyterian Hospital z powodu złego samopoczucia. Jego objawy zignorowano, choć wspomniał pielęgniarce, że przyjechał z Liberii. Odesłano go do domu z zaleceniem zażywania antybiotyków. Stan zdrowia Duncana pogorszył się 27 września. Karetka przywiozła go do Texas Health Presbyterian Hospital, gdzie stwierdzono zakażenie ebolą i umieszczono go w izolatce. Zaalarmowani pracownicy szpitala rozpoczęli gorączkowe poszukiwania wszystkich osób, które miały z nim bezpośredni kontakt. Przymusową kwarantanną objęto 10 osób, które miały kontakt z zarażonym pacjentem: siedmiu pracowników medycznych, którzy się nim zajmowali, i trzech członków rodziny. Monitorowany jest też stan zdrowia 38 innych osób. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w wyniku najnowszej epidemii wirusa ebola w Afryce Zachodniej zmarło już 3 439 spośród 7,5 tys. zarażonych. Wśród ofiar śmiertelnych jest wielu pracowników służby zdrowia. W Liberii, Gwinei i Sierra Leone zaraziło się lub zmarło ponad 370 z nich. Zarażenie wirusem ebola, który wykryto w 1976 roku, odbywa się przez kontakt z płynami ustrojowymi chorego.