"Dotyczy to samolotu i hangaru, o których wiemy że mają związek z użyciem broni chemicznej" - powiedział Davis. Rzecznik dodał, że do podejrzanej aktywności doszło w ostatnim "dniu lub dwóch". Pentagon nie przekazał innych szczegółów. Biały Dom zapewnił we wtorek, że pracował ze wszystkimi istotnymi agencjami w związku z poniedziałkowym ostrzeżeniem. "Chcemy wyjaśnić, że wszystkie agencje były zaangażowane w ten proces od samego początku" - napisano w oświadczeniu Białego Domu. "Anonimowe źródła twierdzące inaczej są fałszywe" - dodano. W poniedziałek rzecznik Białego Domu Sean Spicer oznajmił, iż "wiele wskazuje na to, że władze Syrii są znów gotowe do użycia broni chemicznej, tak jak to miało miejsce 4 kwietnia". Zapowiedział też, że jeśli dojdzie do ataku, cena dla władz w Damaszku będzie wysoka. We wtorek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że władze Rosji nie posiadają informacji o planowanych przez syryjski rząd atakach chemicznych. Damaszek ze swej strony stanowczo odrzucił zarzuty o dysponowanie bronią chemiczną w bazie lotniczej w Szajrat i zarzucił USA "fabrykowanie dowodów". 4 kwietnia armia syryjska przeprowadziła atak chemiczny na opanowaną przez rebeliantów miejscowość Chan Szajchun w prowincji Idlib, w którym zginęło co najmniej 86 osób, w tym 30 dzieci. W reakcji na ten atak siły USA w nocy z 6 na 7 kwietnia dokonały nalotu z użyciem 59 pocisków manewrujących Tomahawk na bazę Szajrat w prowincji Hims, powodując poważne szkody.