- Mogę potwierdzić, że zostały ujawnione fragmenty elementów kostnych, najprawdopodobniej ludzkich, które w tej chwili znajdują się w prosektorium smoleńskim - powiedział Mackiewicz. Podkreślił, że będą tam poddane analizie mającej ostatecznie zweryfikować, czy są to szczątki ludzkie. - Jeżeli ta informacja zostanie potwierdzona, to zostaną one przekazane do Instytutu Genetyki w Moskwie, gdzie będą opracowywane próby DNA ofiar katastrofy - dodał. Prokurator poinformował też, że w sumie odnaleziono kilka tysięcy fragmentów elementów konstrukcyjnych samolotu, jego wyposażenia i rzeczy osobistych ofiar. Dodał, że wszystkie obiekty obecnie są archiwizowane i poddawane kwalifikacji zgodnie z treścią wniosku o pomoc prawną skierowanym w maju przez polską prokuraturę do Rosjan. Zgodnie z nim, podzielono je na cztery kategorie: "szczątki ofiar, fragmenty samolotu, jego wyposażenie oraz ruchomości należące do osób znajdujących się na pokładzie". - Jeżeli chodzi o rzeczy osobiste, które tutaj zostały ujawnione na miejscu, to zostaną one przekazane, tak jak poprzednio to się działo, do Polski, do naszej prokuratury, celem okazania i wydania tych przedmiotów pokrzywdzonym - poinformował prokurator. Na pytanie, czy znaleziska mogą mieć znaczenie dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy, Mackiewicz odparł, że "jest jeszcze przedwcześnie, by o tym mówić". W środę planowane jest podpisanie protokołów dotyczących prac polskich specjalistów ze stroną rosyjską. W tej chwili archeolodzy przygotowują raporty z wykonanej pracy i dokumentują ostatnie znaleziska. Jak poinformował dyrektor Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie prof. Andrzej Buko, który pełni funkcję szefa ekspedycji, ujawnienie szczegółowych informacji o cechach znalezisk może nastąpić na przełomie listopada i grudnia, po przekazaniu przez rosyjskich prokuratorów dokumentacji prac archeologów Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Wielkość obszaru, na którym pracował zespół, wynosi ponad 1,5 hektara, obejmując nie tylko teren, gdzie samolot zderzył się z ziemią, ale także jego obrzeża. W rozmowie z PAP archeolodzy twierdzą, że choć liczba znalezisk może sięgać ponad 5 tys., to nie mogą jednak - pod groźbą złamania art. 310 kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej - ujawnić ich cech. - Możemy powiedzieć tylko tyle, że liczba udokumentowanych przedmiotów przerosła nasze oczekiwania - deklarują zgodnie archeolodzy. Prace na terenie katastrofy Tu-154 - podkreślają specjaliści - miały na celu przede wszystkim wyeliminowanie możliwości odnajdywania pozostałości przez postronne osoby. Zastrzegają, że mimo systematycznych i dokładnych poszukiwań nadal w ziemi mogą pozostawać przedmioty po katastrofie. O pozostałych w ziemi przedmiotach świadczą wyniki badań realizowanych przy pomocy detektorów metalu. - Przeprowadzone wycinkowe testy weryfikacyjne wskazują jednak, że charakter tych znalezisk nie odbiega od znajdowanych na powierzchni terenu. W tym sensie pozyskane w trakcie prospekcji powierzchniowej materiały uznajemy za próbę reprezentatywną i wystarczającą do przygotowania raportu końcowego - powiedział prof. Buko. Wśród miejsc nieobjętych pracą archeologów jest m.in. ziemia znajdująca się pod ułożoną z betonowych płyt drogą. Rosjanie ułożyli ją, by wywieźć wrak samolotu. Od drogi w odległości ok. 2-4 metrów znajduje się strefa, w której archeolodzy odnajdywali najwięcej szczątków. Z kolei resztki samolotu mogą znajdować się na trasie ostatnich sekund lotu Tu-154M, po jego uderzeniu w brzozę, do miejsca, gdzie rozbił się o ziemię. Zdaniem prof. Buko, pilną potrzebą na dzień dzisiejszy pozostaje zabezpieczenie terenu katastrofy, gdyż wskutek zmiennych warunków atmosferycznych już po wyjeździe ekspedycji, kolejne przedmioty mogą być wymywane przez deszcze na powierzchnię terenu. - Wynika to z nadal licznego ich zalegania tuż pod powierzchnią ziemi, zwłaszcza drobnych ułamków należących do samolotu i jego wyposażenia - zaznaczył archeolog. Prace 10-osobowej grupy archeologów (geodeci wrócili już do kraju) w Smoleńsku zaplanowano w dniach 13-27 października. Ich zdaniem, jesień (lub ewentualnie wiosna) ze względu na wegetację roślin była optymalną porą roku na przeprowadzenie poszukiwań. Specjaliści wykonali prospekcję powierzchniową terenu z wykorzystaniem detektorów metalu, planigrafię i zdokumentowali znaleziska. Użyto także instrumentów geodezyjnych, m.in. laserowego tachimetru, umożliwiających określenie położenia przedmiotów i na tej podstawie sporządzenia mapy ich rozmieszczenia. W trakcie dwutygodniowej pracy archeologów nie planowano wykopalisk. W pracach uczestniczyli specjaliści z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie, UMCS w Lublinie, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Uniwersytetu Wrocławskiego i UAM w Poznaniu. Ich udział w ekspedycji był dobrowolny i oparty na wolontariacie (z budżetu państwa sfinansowano jedynie ich przejazd i pobyt). Poza archeologami w ekspedycji uczestniczyli geodeci z firmy "Geoprzem" ze Skawiny.