- Frakcja konserwatywnej Europejskiej Partii Ludowej oraz nieco osłabieni socjaliści nadal tworzyć będą najmocniejsze grupy i centralną oś w PE. Od czasu do czasu będą podejmowane próby zebrania centroprawicowej większości przez EPP, liberałów i ugrupowania narodowe, ale nie dojdzie do trwałej koalicji - ocenił Techau. Jego zdaniem w nowym PE będzie też "bardziej kolorowo" - dzięki drobnym ugrupowaniem, które najpewniej nie zdołają utworzyć frakcji. Ekspert uważa, że rezultatach wyborów do PE trudno dostrzec wiele jednoznacznych tendencji, charakterystycznych dla całej UE. - W 12 państwach wyborcy dali nauczkę partiom rządzącym, szczególnie w Wielkiej Brytanii i Austrii. Jednak w dziewięciu krajach ugrupowania rządzące wyszły z wyborów wzmocnione, w tym w dużych państwach, jak Francja, Włochy i Polska - zauważył Techau. - Także w dziewięciu państwach sukces odniosły partie skrajnie prawicowe, przede wszystkim w Austrii i Holandii. Lecz w trzech ważnych krajach - Francji, Polsce i Belgii - ugrupowania te przegrały. Przywódca francuskiego Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen dostał żółtą kartkę. Nie można zatem jednoznacznie uznać wyborów do PE za sukces skrajnej prawicy - powiedział analityk DGAP. W jego ocenie wybory pokazały, że główny temat kampanii europejskiej lewicy - socjalna Europa - nie okazał się tak chwytliwy, jak oczekiwano. - Socjaliści niemal wszędzie stracili. Wybory w Niemczech były wręcz policzkiem dla Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) - powiedział Techau. - Wygląda na to, że w czasie kryzysu wyborcy preferują partie o kompetencjach w dziedzinie gospodarki, a nie ugrupowania akcentujące politykę socjalną - dodał. Komentując słaby wynik niemieckiej SPD (20,8 proc.), ekspert zauważył, że ugrupowanie to utraciło temat kampanii przed wyborami do Bundestagu 27 września. - To strategiczna i taktyczna katastrofa - powiedział. - Przed pięciu laty SPD została ukarana właśnie za chłód wobec problemów socjalnych. W tym roku przyjęła klasycznie socjaldemokratyczny program, ale uzyskała mniej niż w wyborach do PE z 2004 r. - dodał. W 2004 r. SPD zdobyła 21,5 proc. Zdaniem Techaua trudno obecnie ocenić szanse polskiego eurodeputowanego Jerzego Buzka (PO) na objęcie stanowiska przewodniczącego PE. - Dojdzie zapewne do wewnątrzpartyjnego układu. Jednak funkcja szefa PE jest prestiżowa i bardziej reprezentacyjna. Ani Polska, ani Włochy, które forsują kandydaturę polityka partii Lud Wolności Mario Mauro, nie powinny czuć się obrażone, jeśli ich kandydat nie dostanie tego stanowiska. Więcej władzy wiąże się z funkcjami przewodniczących niektórych komisji PE - ocenił Techau.