Namioty stanęły w pobliżu szpitala Bellevue, w czym pomagali żołnierze armii Stanów Zjednoczonych i sił powietrznych. Bellevue, to najstarszy szpital publiczny w Ameryce. Został założony 31 marca 1736 roku i mieści się przy 1. Alei w dzielnicy Kips Bay na Manhattanie. Przed dwoma miesiącami trafiła tam kobieta po przyjeździe z Chin, która była prawdopodobnie pierwszą w mieście zakażoną koronawirusem. Zgodnie z danymi, w środę (25 marca) w Nowym Jorku odnotowano blisko 20 tys. potwierdzonych przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2. W mieście zmarło już co najmniej 280 osób. Władze przygotowują się na najgorsze Według rzeczniczki miejskiego specjalisty ds. badań medycznych Aji Worthy-Davis, w normalnych warunkach w kostnicach może się znaleźć jednocześnie od 800 do 900 zwłok. Jak dodała na łamach dziennika "Daily News", na razie mogą one sprostać sytuacji, jednak władze miasta przygotowują się na najgorsze. Bardziej alarmujący obraz przedstawił w środę cytowany przez serwis internetowy "Business Insider" i niewymieniony z nazwiska dyrektor jednego z domów pogrzebowych, który ocenił, że niektóre kostnice już pękają w szwach. Jego zdaniem, podawane w mediach informacje nie zawsze uwzględniają rzeczywistą liczbę zgonów z powodu COVID-19, ponieważ zanim zwłoki trafią do kostnic są poddawane testom, co może zająć kilka dni. Prowizoryczne kostnice to część większego planu Prowizoryczne kostnice stanowią część planu, który miasto opracowało jeszcze w 2008 roku na wypadek pandemii. Projekt zakładał też m.in. użycie osadzonych z więzienia na Rikers Island do kopania grobów na należącej do miasta wyspie Hart. Telewizja NBC przypomina, że do podobnych środków trzeba było się uciec także w przeszłości, kiedy dochodziło do masowych zgonów. Tak było m.in. po atakach na World Trade Center 11 września 2001 roku, kiedy zginęło blisko trzy tys. osób. Obecny plan awaryjny podpisał kilka tygodni temu burmistrz Bill de Blasio. W środę ostrzegł on, że koronawirusem może się zarazić nawet połowa mieszkańców Nowego Jorku.