Wojna z reżimem Husajna wydaje się więc coraz bliższa. Świadczy o tym chociażby wczorajsze wystąpienie Colina Powella, który stwierdził, że nie widzi żadnych oznak, by Irak chciał dobrowolnie się rozbroić. - W Iraku nie jest potrzebne pozwolenie, by kupić broń. Trzeba ją tylko później zarejestrować - mówi wysłannikom RMF Keri Muaredi, właściciel jednego ze sklepów z bronią i amunicją w Bagdadzie. Przyznaje jednocześnie, że w ciągu ostatnich tygodni sprzedaż broni wzrosła kilkakrotnie. A sklepów, takich jak ten, który odwiedzili wysłannicy RMF, jest w stolicy Bagdadu ponad sto. Najbardziej chodliwym towarem są strzelby używane na całym świecie przez brygady antyterrorystyczne. Ale bardzo dobrze sprzedają się też najrozmaitsze pistolety i rewolwery. Kałasznikowów oficjalnie nie można kupić, ale na czarnym rynku wszystko jest dostępne. Za dobrą strzelbę trzeba zapłacić około 100 dolarów, ale - jak Keri Muaredi - robi się wyjątki. - Wszystko zależy od klienta. Ludzie potrzebują broni, więc obniżamy ceny. Ludzie chcą walczyć z Amerykanami, chcą bronić kraju. Ja sam mam pistolet strzelbę i kałasznikowa. Moi synowie też mają już karabiny - mówi Keri Muaredi. Na ulicach wprawdzie nie widać broni, ale uzbrojeni są tylko policjanci i żołnierze. Ale w mieszkaniach prywatnych jest jej coraz więcej. Broń mają z pewnością przedstawiciele rządzącej partii oraz urzędnicy.