Niemcy nie otworzyły dla Polaków rynku pracy w takim stopniu, jak inne kraje Unii Europejskiej, np. Irlandia czy Wielka Brytania. Bały się zalewu polskich gastarbeiterów. Ale okazuje się, że to były "strachy na Lachy". Polacy wcale chętnie do Niemiec nie jeżdżą, choć to bliżej niż na Wyspy Brytyjskie. Teraz role się odwróciły. Niemiecki rząd zorientował się, że w kraju nie ma kto pracować. Obecnie w Niemczech jest około miliona wolnych miejsc pracy. Dlatego władze w Berlinie postanowiły to zmienić. Od dziś polscy inżynierowie, tak jak ich koledzy z innych nowych krajów członkowskich, bez specjalnych zezwoleń i formalności mogą pracować za Odrą. Szczególnie poszukiwani są elektrotechnicy oraz specjaliści od budowy maszyn i pojazdów. To nie wszystkie zmiany. Także Polacy, którzy skończyli studia w Niemczech - jakikolwiek kierunek - nie będą musieli starać się o pozwolenie na pracę. O ile zatrudnienie znajdą rok po obronieniu dyplomu. Zarówno oni, jak i przyjezdni inżynierowie, będą traktowani w urzędach pracy na równi z obywatelami Niemiec. Co to oznacza? Że pracę będą mogli dostać nawet wtedy, kiedy wśród kandydatów do objęcia wakatu będą Niemcy. Również dziś Luksemburg otworzył swój rynek pracy dla nowych członków Unii Europejskiej. Od tej pory Polacy będą mogli szukać tam zatrudnienia bez formalnych pozwoleń. Luksemburg to małe państwo i otwarcie rynku pracy ma raczej symboliczne znaczenie. Ale jeśli ktoś znajdzie zatrudnienie w Wielkim Księstwie, to będzie traktowany tak samo, jak rdzenny mieszkaniec tego kraju.