Formalnie Fidesz jest w EPL zawieszony z powodu zarzutów o naruszanie na Węgrzech zasad praworządności. EPL, czyli europejscy chadecy, od dawna byli oskarżani o podwójne standardy - piętnowanie naruszeń praworządności choćby w Polsce, przy jednoczesnym trzymaniu Fideszu we własnych szeregach. Decyzja o losach Węgrów ma zapaść w styczniu po wewnętrznym dochodzeniu EPL. Politycy EPL z różnych państw w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że wyrzucanie Fideszu niespecjalnie im się opłaca. Węgrzy zapewniają chadekom m.in. 13 mandatów w europarlamencie. EPL nie może sobie pozwolić na kolejne straty w PE. Wyrzucony Fidesz automatycznie wzmocniłby inną frakcję, prawdopodobnie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS. Jednak członkowie EKR nie wierzą, że Fidesz zostanie usunięty z EPL. Z kolei Viktor Orban, pozostając w EPL, utrzymuje się w głównym nurcie europejskiej polityki i gwarantuje sobie wpływ na kluczowe decyzje zapadające w Brukseli. To właśnie w Brukseli usłyszeliśmy, że nawet najbardziej prominentni chadecy w prywatnych rozmowach mówią o Orbanie z uznaniem - określają go "jednym z najbardziej wytrawnych polityków w Europie". Choć Donald Tusk w swoich przemowach co rusz wbija Orbanowi szpilę, to nie jest tajemnicą, że obaj panowie darzą się sympatią i szacunkiem. Na pozostawienie Orbana w EPL mocno naciskają między innymi politycy niemieckiej CSU. Na konwencji w Zagrzebiu Orbana wziął w obronę były premier Słowenii, Janez Jansa. Największym dylematem EPL jest więc nie co zrobić z Fideszem, ale jak "sprzedać" opinii publicznej pozostawienie Fideszu w swoich szeregach.