Według Neville'a Blytha z Australijskiego Biura Transportu i Bezpieczeństwa badana jest hipoteza, czy przyczyną wybuchu była butla z tlenem, której nie odnaleziono po przymusowym lądowaniu. Dodał też, że po lądowaniu filipińskie służby bezpieczeństwa przy pomocy psów przeszukały maszynę, nie znajdując śladów bomby. Nikt z 365 pasażerów i członków załogi nie doznał obrażeń. Pasażerowie mówią, że usłyszeli podczas lotu głośny huk, po czym po prawej stronie maszyny, w pobliżu skrzydła, pojawiła się dziura o średnicy 2,5-3 metrów. Boeing zaczął dość szybko tracić wysokość. Wypadły maski tlenowe. Samolot, lecący z Londynu przez Hongkong do Melbourne, znajdował się wtedy nad Morzem Południowochińskim na wysokości 8.840 metrów.