Kim Dzong Un odebrał w minionym tygodniu największą w historii Korei Północnej defiladę wojsk rakietowych. Wśród sprzętu, który w nocy ze środy na czwartek przetoczył się przez centrum Pjongjangu - stolicy totalitarnego państwa - było co najmniej 11 międzykontynentalnych pocisków balistycznych nowej generacji. Rakiety Hwasong-17, przeznaczone do przenoszenia głowic nuklearnych, mogą z łatwością dosięgnąć terytorium Stanów Zjednoczonych, które północnokoreański reżim uważa za swojego największego wroga. Stanowi to nie lada wyzwanie dla amerykańskich strategów. Poza pociskami uwagę analityków zwróciła obecność niespełna 10-letniej córki, która towarzyszyła Kimowi na trybunie honorowej. Wśród znawców kraju, w którym każde wystąpienie najwyższego przywódcy jest starannie wyreżyserowane i gdzie każdy symbol ma znaczenie, wywołało to falę spekulacji. Czy mała Kim Dzu Ae już w tak młodym wieku została wybrana na następczynię ojca? Czy dyktator cierpi na poważną chorobę i chce pokazać, że ciągłość władzy jego rodziny będzie zachowana? A może próbuje po prostu ocieplić swój wizerunek? Propagandowa ustawka - Mała Kim w przestrzeni medialnej pojawiła się oficjalnie po raz pierwszy w listopadzie ubiegłego roku - mówi Interii dr Nicolas Levi, znawca polityki północnokoreańskiej z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych Polskiej Akademii Nauk. Ale jej publiczna prezentacja, choć dla zagranicznych obserwatorów zaskakująca, została wcześniej starannie zaplanowana. - Wiemy, że już kiedy była młodsza, powstały jej oficjalne fotografie. Prawdopodobnie zostaną pokazane publicznie później, gdy zajdzie taka potrzeba. To chwyt propagandowy wcześniej zastosowany w przypadku samego Kim Dzong Una i jego matki - dodaje dr Levi. Jak wyjaśnia, takie fotografie mogą przedstawiać ją w otoczeniu członków rodziny albo wojskowych i posłużyć kiedyś za symboliczne uzasadnienie objęcia przez ich bohaterkę wysokich partyjnych stanowisk. Na zdjęciach z defilady, opublikowanych przez rządową agencję informacyjną KCNA, ubrana w czarny płaszcz dziewczynka jest niemal tak wysoka, jak jej ojciec. Pulchna, o nieco rozlanych rysach twarzy, nieznacznie się uśmiecha. Wcześniej reżimowe media pokazały ją idącą za rękę z Kim Dzong Unem na tle przygotowywanego do testu pocisku i towarzyszącą mu, gdy ten machał do wiwatujących żołnierzy. Analityków najbardziej zaskoczyły jednak fotografie z ubiegłotygodniowego bankietu z udziałem prominentnych wojskowych. 10-latka zajęła przy stole prezydialnym honorowe miejsce, pomiędzy swoimi rodzicami. Słuchała, gdy Kim komplementował swoją armię jako "najsilniejszą na świecie" i reprezentującą "niepowstrzymaną siłę" i pozowała na siedząco na tle obwieszonych orderami generałów. Początkowo państwowe media opisywały Dzu Ae jako "ukochane dziecko" Kima. Szybko zaczęły jednak używać określenia "szanowana córka", co w języku północnokoreańskiej propagandy zdarza się wyłącznie w odniesieniu do najwyższych rangą członków rządzącego klanu. Komunistyczna dynastia Choć Korea Północna formalnie jest państwem komunistycznym, z przewodnią rolą Partii, to w praktyce od chwili powstania kontroluje ją rodzina Kimów, nazywana czasem jedyną komunistyczną dynastią świata. Założycielem klanu był dziadek Kim Dzong Una, Kim Ir Sen. W latach 40. XX wieku pierwszy z Kimów dowodził jedną z grup rebeliantów walczących, przy wsparciu Związku Radzieckiego, z japońskimi okupantami. W 1948 roku sowieccy generałowie zainstalowali go jako lidera nowej, w założeniu komunistycznej Korei. Wkrótce Kim uniezależnił się jednak od moskiewskich mocodawców na tyle, że mógł rozpocząć budowę swojego kultu. Gdy umierał w 1994 roku, cieszył się już władzą absolutną, a jego totalitarne państwo było najbardziej zamknięte i kontrolowane na świecie. Ster rządów przejął po nim syn, Kim Dzong Il, a w 2011 roku najwyższym przywódcą został Dzong Un. Państwowa propaganda od dziesięcioleci wpaja obywatelom, że tylko klanowi Kimów przysługuje prawo do sprawowania władzy porównywalnej z królewską. Partyjna narracja wiąże rodzinę ze świętą górą Pektu, gdzie na świat miał przyjść Tangun, legendarny praprzodek wszystkich Koreańczyków. Według oficjalnej biografii Kim Ir Sen miał na zboczach tej góry partyzancką bazę, w której miał rzekomo przyjść na świat Kim Dzong Il - choć zagraniczni historycy są zgodni, że urodził się on w Związku Radzieckim. W samej Korei Północnej nikt jednak nie ośmiela się kwestionować rządowej wersji historii. Niemal nikt nie wie też o najważniejszej rodzinie w kraju nic więcej ponad skąpe informacje przekazywane w sterowanej przez państwo telewizji i gazetach. Kilkanaście luksusowych posiadłości Według zawodowych obserwatorów Korei Północnej rodzina większość czasu spędza w nadmorskiej posiadłości w pobliżu portowego miasta Wonsan. Położony nad Morzem Japońskim willowy kompleks jest wyposażony w korty tenisowe, baseny pływackie i boisko do koszykówki - ulubionej dyscypliny sportu Kim Dzong Una. Do dyspozycji mieszkańców pozostaje także prywatne kino, strzelnica i marina dla luksusowych jachtów. To główna, ale nie jedyna siedziba północnokoreańskiego przywódcy. Poza nią ma jeszcze kilkanaście innych posiadłości, a między kilkoma najważniejszymi domami podróżuje siecią podziemnych tuneli kolejowych, być może razem z żoną i dziećmi. W odróżnieniu od Kim Dzong Una, który jako dziecko uczył się pod przybranym nazwiskiem w prywatnych szkołach w Szwajcarii, jego syn i córki prawdopodobnie nigdy nie mieszkali poza Koreą. - Wynika to przede wszystkim z pandemii - mówi dr Levi. - Od czasu jej wybuchu nawet osobom z najbliższego otoczenia przywódcy, w tym członkom jego rodziny i dyplomatom, nie wolno było podróżować zagranicę. Dziedziczka "tronu"? Eksperci są podzieleni co do tego, dlaczego Kim właśnie teraz zdecydował się uchylić rąbka tajemnicy otaczającej swoją rodzinę i postawił jedno z dzieci w świetle reflektorów. Niektórzy uważają, że wybrał małą Dzu Ae na swoją następczynię i postanowił możliwie wcześnie przedstawić ją partyjnym i wojskowym elitom. Niewykluczone, że chce zacząć ją uczyć działania państwowej maszynerii, bo sam poznał ją zbyt późno. Dzong Un zaczął towarzyszyć swojemu ojcu podczas oficjalnych uroczystości dopiero nieco ponad rok przed jego śmiercią, a ogółowi Koreańczyków był zupełnie nieznany aż do 2008 roku, gdy miał 24 lata. W efekcie na początku sprawowania władzy mierzył się z nieufnością części wpływowych urzędników, a nawet wysoko postawionych członków rodziny. Być może chce oszczędzić córce takich kłopotów w przyszłości. Do tej opinii przychyla się dr Robert Dujarric, szef Instytutu Studiów nad Współczesną Azją w Temple University. Dujarric sądzi, że prezentacja następczyni to także przekaz skierowany do odbiorców międzynarodowych. - Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że Kim uważa za ważne podkreślenie dynastycznej natury swoich rządów. Wygląda to tak, jakby prezentował młodą dziedziczkę tronu - mówi Interii. Miałoby chodzić o pokazanie adwersarzom - takim jak USA i Korea Południowa - ale także państwom sojuszniczym, w tym Chinom i Rosji, że Kim Dzong Un zabezpieczył stabilność rządów w swoim państwie na wiele dziesięcioleci naprzód. Nicolas Levi z PAN powątpiewa jednak w możliwość objęcia władzy przez kobietę: dziewczynka nie może zostać najwyższą przywódczynią Korei Północnej, bo nie pozwala na to patriarchalna, oparta na filozofii konfucjanizmu struktura tamtejszego społeczeństwa. W takich realiach kobiecie byłoby niezwykle trudno dotrzeć na sam szczyt władzy, tłumaczy. Cytowany przez BBC James Fretwell, analityk portalu NK News, sądzi jednak, że ten konserwatywny model może zostać przezwyciężony. - Chociaż Korea Północna jest społeczeństwem zdominowanym przez mężczyzn, to jest także zdominowana przez Kimów - mówi. Jak sugeruje, objęcie władzy przez Dzu Ae jest bardziej prawdopodobne, niż oddanie jej osobie, której nie łączą z Kimami więzy krwi. Zmiana sposobu myślenia konserwatywnych kadr wojskowych i urzędniczych będzie wprawdzie wymagała wielu lat pracy, ale możliwe, że Kim Dzong Un właśnie rozpoczął ten proces. Nicolas Levi podkreśla, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Dzu Ae, gdy dorośnie, sprawowała ważną rolę w miejscowym establishmencie. Wzorem może być dla niej ciesząca się dużymi wpływami siostra Dzong Una, Kim Jo Dzong, która piastuje wysokie partyjne stanowiska i często reprezentuje koreański reżim w kontaktach międzynarodowych. Niezależnie od tego ekspert spodziewa się, że w najbliższym czasie Kim może publicznie przedstawić także swojego syna. Nawet jeśli 39-letni północnokoreański dyktator podjął decyzję o tym, kto go w przyszłości zastąpi, to zdaje sobie sprawę, że przejęcie kontroli nad wojskiem i partią będzie dla jego następczyni albo następcy dużym wyzwaniem. Zarówno on sam, jak i jego ojciec mierzyli się z konkurencją ze strony zagrażających im przyrodnich braci. To, co dziś Kim Dzong Unowi z pewnością się udało, to pokazanie, że jego klan jest zdolny do sprawowania władzy przez kolejne pokolenia, a Korea Północna nadal będzie rozbudowywała swój arsenał nuklearny. Jedno i drugie gwarantuje, że zarówno przyjaciele, jak i wrogowie władz w Pjongjangu będą traktowali Kimów śmiertelnie poważnie. Tomasz Augustyniak, korespondent Interii w Azji