Brytyjski MSZ nie skomentował tych doniesień, ale gazeta cytuje przedstawiciela Standard Club, który przyznał, że firma została w poniedziałek wieczór poinformowana, iż rosyjski statek "Alaed" ma na pokładzie wojskową dostawę dla Syrii. Wycofanie ubezpieczenia oznacza, że statek ten od wtorku rano jest unieruchomiony u wybrzeży Szkocji. Na pokładzie jednostki miały znajdować się m.in. helikoptery bojowe. Według "Daily Telegraph" dwa rosyjskie okręty desantowe - "Nikołaj Filczenkow" i "Cezar Kunikow" - mają wkrótce wyruszyć z Sewastopola do portu Tartus w Syrii, gdzie znajduje się jedyna rosyjska baza morska poza obszarem dawnego ZSRR. Na jej terenie przebywają m.in. rosyjscy doradcy wojskowi. Obie jednostki mogą przewieźć łącznie 600 żołnierzy piechoty morskiej i 24 czołgi. Rosja jest głównym sojusznikiem i dostarczycielem broni dla Syrii, lecz Moskwa utrzymuje, że te dostawy są legalne i nie mają żadnego wpływu na konflikt w tym kraju. "Sprytna brytyjska interwencja niewątpliwie podważa twierdzenia prezydenta Władmira Putina o tym, że Rosja jest zainteresowana wyłącznie ustabilizowaniem sytuacji wewnętrznej w Syrii" - napisał na łamach gazety jej komentator spraw bliskowschodnich Con Coughlin. Według Coughlina Wielka Brytania "dokonała pierwszego kroku ku interwencji wojskowej" w Syrii, który pociągnie za sobą pewne konsekwencje. "Następnym razem kiedy rosyjski statek będzie usiłował dostarczyć broń do Syrii, zrobi to w asyście rosyjskiego okrętu wojennego" - dodał.