Ok. 300 osób, w tym rodzina i krewni zastrzelonego mężczyzny, zebrało się przed posterunkiem policji przy głównej ulicy domagając się "sprawiedliwości". Protest miał pokojowy przebieg. Do zajść doszło po zapadnięciu zmroku. Grupy zamaskowanych młodych ludzi atakowały policjantów butelkami z benzyną, kamieniami i płonącymi pojemnikami na śmieci. Napastnicy podpalili kilka budynków, a także wiele policyjnych aut. W ogniu stanął piętrowy autobus. W kilku sklepach wybito okna i splądrowano je. Nad ranem nad północnym Londynem unosiły się kłęby dymu. Interweniowała policja konna i szturmowa oraz sześć wozów straży pożarnej. Niektóre ulice zamknięto dla ruchu. Naoczni świadkowie twierdzą, że w dzielnicy Tottenham nadal panuje zupełny chaos. Nie wiadomo, czy zajścia wywołała ta sama grupa, która protestowała wcześniej przed posterunkiem policji, czy też inna. 29-letni Mark Duggan został zastrzelony w czwartek przy próbie aresztowania go. Z doniesień wynika, że był uzbrojony w broń palną i mógł zostać zabity w wyniku wymiany ognia. W miejscu, gdzie zginął znaleziono broń palną. Z policyjnego pistoletu oddano dwa strzały. Policjant uczestniczący w wymianie ognia uszedł z życiem. Wygląda na to, że dzięki temu, że pocisk utkwił w policyjnym radiu, które miał przy sobie. Duggan jechał wynajętym samochodem z kierowcą. Według komisji rozpatrującej skargi na policję, w akcji, w której zginał Duggan uczestniczyła policyjna jednostka operacyjna Trident, zajmująca się przestępczością z użyciem broni palnej wśród czarnej społeczności, oraz inna specjalna jednostka - CO19.