Raport, będący wynikiem wewnętrznego śledztwa zleconego przez poprzednie kierownictwo laburzystów, zawiera m.in. e-maile i wiadomości wysyłane na komunikatorze. Uczestnikami rozmów są m.in. wysoko postawieni członkowie partii, będący przeciwnikami Corbyna. Z wiadomości wynika, że w 2017 r. sabotowali kampanię swojej partii po to, by doprowadzić do zmiany przywództwa.Gdy okazało się, że dobra kampania doprowadziła do utraty większości w Izbie Gmin przez konserwatystów, wpływowi działacze laburzystów byli zdruzgotani. "Nie na taki wynik pracowaliśmy" - skonkludował wprost jeden z nich. Rozczarowani politycy pouczali siebie nawzajem, by mimo wszystko uśmiechać się i okazywać radość z rezultatu. W prywatnych wiadomościach nie brakowało "żartów" o wieszaniu czy paleniu Corbyna na stosie. Przekonywano, że do jego zwolenników powinno się "strzelać". Co więcej, wyszło na jaw, że działacze ci podsycali antysemicki skandal, którym żyły media. Z jednej strony udostępniali mediom dowody na antysemityzm w szeregach partii, a z drugiej strony przekazywali Corbynowi fałszywe informacje na ten temat. Z dokumentu wynika, że działacze uniemożliwili liderowi skuteczne rozprawienie się z problemem. Ujawnienia tez raportu wywołało szok w Partii Pracy - podaje Sky News. Wielu stronników Corbyna rozważa odejście. Parlamentarzystka Zarah Sultana przypomina, że w 2017 r. Corbynowi zabrakło 2227 głosów, by zostać premierem. Jej zdaniem gdyby nie sabotaż tak właśnie by się stało. O działania wymienione w dokumencie oskarżane jest m.in. biuro Iaina McNicola, sekretarza generalnego partii w latach 2011-2018. Nowy szef laburzystów Keir Starmer zapowiedział dokładne zbadanie tej sprawy.