Musieliby też przedstawiać analizy wpływu zatrudnienia migrantów na lokalny rynek pracy. "The Times" pisze, że "firmy będą musiały ujawnić informację o tym, ilu zagranicznych pracowników zatrudniają". Zdaniem gazety celem tego rozwiązania miałoby być "zawstydzanie szefów", którzy rekrutują mniej brytyjskich podwładnych. Dziennik zwraca uwagę na kontrowersyjne słowa Rudd, że rozwiązanie miałoby "powstrzymywać migrantów przed zabieraniem pracy, którą mogliby wykonywać Brytyjczycy". "The Times" przytacza także słowa ministra ds. Brexitu Davida Davisa, który zapowiedział, że w ramach postulowanych planów pracodawcy mieliby również obowiązek aktywniejszego zabiegania o brytyjskich kandydatów na stanowiska, zanim zaoferują pracę obcokrajowcom. Resort spraw wewnętrznych podkreślił w środę, że w sprawie projektu odbędą się na razie konsultacje społeczne, co oznacza, że niekoniecznie zostanie on wprowadzony w życie. Z kolei dziennik "The Guardian" zwrócił uwagę na to, że zapowiedź Rudd jest elementem szerszego planu obniżenia wysokiego poziomu imigracji do Wielkiej Brytanii. Oprócz reform rynku pracy sekretarz stanu ds. wewnętrznych zapowiedziała także zaostrzenie przepisów imigracyjnych i wizowych dla studentów zagranicznych, szczególnie uczęszczających na "uniwersytety gorszej jakości". Zgodnie z planami prawo do pozostania w Wielkiej Brytanii uzyskiwaliby tylko absolwenci najlepszych brytyjskich uczelni. Poseł opozycyjnej Partii Pracy Paul Blomfield skrytykował ten projekt w rozmowie z "Guardianem", oceniając go jako "szaleństwo". "Obecność międzynarodowych studentów generuje aż 8 mld funtów rocznie dla brytyjskiej gospodarki i odpowiada za dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Jedyne osoby, które będą się cieszyły z tej propozycji, to nasi konkurenci" - powiedział. Krytyczne wobec reformy stanowisko zajął także liberalny serwis "The Independent", który na okładce opisuje ideę reformy jako "brytyjskie miejsca pracy dla brytyjskich pracowników". Wystąpienie Rudd negatywnie oceniła też szefowa rządu Szkocji Nicola Sturgeon. "Wygląda na to, że obudziliśmy się z rządem UKIP (eurosceptycznej, antyimigranckiej brytyjskiej partii politycznej - PAP). Słowo +przygnębiające+ ani trochę nie oddaje tego, co czuję" - napisała. Propozycję Rudd skrytykowało także wielu dziennikarzy brytyjskich mediów, którzy w swoich komentarzach na Twitterze podkreślali, że planowane zmiany podsycają nastroje antyimigranckie. "W takim razie chyba powinienem zacząć pakować walizki. Trzeba było starać się o belgijskie obywatelstwo, kiedy miałem okazję" - komentował Amerykanin Peter Spiegel z "Financial Times", który wcześniej był szefem biura gazety w Brukseli. "Czeka nas nieciekawy moment, kiedy ludzie odkryją, że utrudnianie życia +obcokrajowcom+ wcale nie poprawia życia +tubylców+" - napisał James O'Brien z radia LBC. Środowa prasa zwraca uwagę, że słowa Rudd to kolejny sygnał zapowiadający radykalną politykę migracyjną po słowach ministra ds. handlu międzynarodowego Liama Foxa. Powiedział on, że niepewność migrantów z krajów Unii Europejskiej dotycząca ich przyszłych praw w Wielkiej Brytanii jest "jedną z kart", których można użyć w trakcie negocjacji z Brukselą w sprawie Brexitu. Z Londynu Jakub Krupa