Taką decyzję, będącą reakcją na wzrost napięcia z powodu sytuacji na Krymie, podjął brytyjski resort obrony w poniedziałek rano. Poinformował o tym wieczorem w Izbie Gmin minister obrony Philip Hammond w odpowiedzi na pytanie konserwatywnego posła Edwarda Leigha. Według Hammonda, brytyjskie samoloty będą wsparciem polskiego wkładu do rutynowych patroli powietrznych nad Estonią, Łotwą i Litwą. Ponieważ żaden z krajów bałtyckich nie ma możliwości samodzielnego patrolowania swojej przestrzeni powietrznej, patrole na zasadzie rotacji zapewniają inni członkowie Sojuszu. Leigh zaznaczył w swej wypowiedzi, że Ukraina nie jest członkiem NATO i że fakt ten należy powitać z ulgą, gdyż w przeciwnym razie Sojusz musiałby stanąć w jej obronie, co oznaczałoby wojnę z Rosją. - Status Ukrainy jest zupełnie inny niż status członków NATO, które korzystają z gwarancji zawartych w art. 5. chroniącym i zapewniającym ich bezpieczeństwo. Równocześnie robimy co w naszej mocy, by zapewnić naszych sojuszników w NATO, że są chronieni - stwierdził Hammond. Premier Estonii Andrus Ansip i minister obrony tego kraju Urmas Reinsalu określili brytyjską decyzję jako "ważny krok" potwierdzający długookresową współpracę w dziedzinie obrony między obu krajami. Reinsalu dodał, że brytyjskie wsparcie będzie "jasną i jednoznaczną" odpowiedzią na życzenie Estonii aby wzmocnić obecność Sojuszu Północnoatlantyckiego w rejonie Morza Bałtyckiego.