Według organizatorów w marszu ulicami Londynu wzięło udział około 250 tys. osób. Brytyjska policja metropolitalna nie publikuje swoich statystyk, ale media poinformowały o "tysiącach protestujących", którzy zakończyli protest przed siedzibą szefowej rządu Theresy May na Downing Street. Marsz został zorganizowany przez pracowników służby zdrowia i największe związki zawodowe, otrzymał także wsparcie ze strony opozycyjnej Partii Pracy. Jej lider Jeremy Corbyn oskarżył rządzącą krajem Partię Konserwatywną, że ponosi odpowiedzialność za wywołanie kryzysu w służbie zdrowia ze względu na cięcia budżetowe. "Pomimo wszystkich dowodów - pacjentów, którzy otrzymują pomoc lekarską na korytarzach, ludzi umierających w karetkach pogotowia i szpitali, które pilnie wymagają napraw - (torysi) odmawiają przyznania dodatkowych środków, których nasza służba zdrowia tak pilnie potrzebuje" - ocenił Corbyn w oświadczeniu zamieszczonym w mediach społecznościowych. Na początku stycznia ze względu na wyjątkowe obłożenie szpitali i zwiększony napływ pacjentów w okresie poświątecznym zdecydowano o odłożeniu o co najmniej miesiąc "dziesiątków tysięcy" zaplanowanych operacji. Brytyjskie media donosiły od początku roku o przypadkach wielogodzinnych oczekiwań w izbach przyjęć, a także o opóźnieniach w przyjmowaniu karetek z pacjentami z braku wystarczającej liczby dostępnych pracowników. Wiele przychodni prosiło również o nieprzychodzenie w celu uzyskania pomocy lekarskiej poza wyjątkowo poważnymi przypadkami. Zgodnie z wytycznymi brytyjskiej służby zdrowia (NHS) szpitale powinny udzielić pomocy 95 proc. osób w izbie przyjęć w ciągu czterech godzin. Według najnowszych danych ponad 90 proc. placówek nie spełnia jednak obecnie tych kryteriów. Według ubiegłorocznej analizy opublikowanej w "British Medical Journal" Wielka Brytania przeznaczyła w 2015 roku na służbę zdrowia 9,9 proc. PKB.