Policja poleciła mieszkańcom Manchesteru, by trzymali się z dala od centrum. W mieście stanął transport i nie kursują taksówki. Wiele sklepów zamknęło się przed czasem, spuszczając żaluzje. Nieczynne są puby i bary. Szturmowe oddziały policji odparły próbę wtargnięcia grupy nastolatków do centrum handlowego Arndale, gdzie znajduje się wiele sklepów ze sprzętem sportowym i elektroniką, jakie są najczęściej rozgrabiane. Do zajść doszło też w pobliskim Salford, gdzie podpalono dom i zaatakowano samochód BBC. Grupa młodocianych obrzuciła policję odłamkami gruzu. Sprawcy ataków mają na sobie kurtki lub bluzy z kapturami. Wielu nosi też okulary narciarskie bądź ma twarz zasłoniętą chustą. Szybko przemieszczają się z miejsca na miejsce. W zidentyfikowaniu sprawców rozruchów pomagają policji operatorzy telefonii komórkowej. Środkiem porozumiewania się "zadymiarzy" jest także Blackberry, umożliwiający rozsyłanie darmowych wiadomości dużej grupie ludzi w tym samym czasie. W ocenie reportera BBC grupy wyrostków stosują taktykę odwracania uwagi policji. Np. wzniecają pożar, by ściągnąć policję, po czym przenoszą się w inne miejsce, szukając okazji do kradzieży. Reporter BBC nazywa to "zabawą w kotka i myszkę". Do starć z policją, podpaleń i rabunku sklepów doszło też w Birmingham, Wolverhampton i West Bromwich. Aresztowano 20 osób. W Birmingham niewielkie grupy prowokują zajścia z policją w różnych punktach centrum miasta. Podpalono samochód dostawczy. W Londynie porządku pilnuje we wtorek 16 tys. policjantów.