We wtorek rozpoczęła się sprawa Rosjanki, która zwróciła się do Specjalnej Komisji Odwoławczej ds. Imigracji o zablokowanie jej deportacji. 26-letnia Zatuliwietier powiedziała Komisji, że 65-letni poseł z partii liberalno-demokratycznej usiłował ją uwieść od pierwszego spotkania w 2006 r. na konferencji w Moskwie, gdzie pomagała w tłumaczeniu. Później poseł zatrudnił ją w swym biurze. Od 2008 r. pracowała dla niego w pełnym wymiarze godzin. Zatuliwietier przyznała, iż przed związaniem się z Hancockiem miała romanse z przedstawicielem NATO i holenderskim dyplomatą. Wypowiadając się płynnym angielskim, choć z wyraźnym akcentem, zaprzeczyła, jakoby prowadziła działalność szpiegowską, bądź też z góry namierzyła Hancocka, by go uwieść. Nawiązując do pierwszego aresztowania w sierpniu ub.r. i przesłuchań przez brytyjskich funkcjonariuszy służb specjalnych, Rosjanka stwierdziła, że brytyjski kontrwywiad (MI5) nabrał wobec niej podejrzeń sądząc, że wynajmowane przez nią drogie mieszkanie są opłacane przez rosyjski wywiad, ponieważ nie byłoby jej stać na czynsz. Wytłumaczyła wówczas, że poseł Hancock dodatkowo ją dofinansowywał. Występujący przed Komisją przedstawiciel brytyjskiego MSW Jonathan Glasson powiedział, że "pozamałżeńskie związki Zatuliwietier czyniły ją podatną na naciski ze strony rosyjskich służb wywiadowczych". Rosjanka odparła, że była pewna, iż Hancock był rozwodnikiem i dopiero po dłuższym czasie przekonała się, iż był żonaty. Według Glassona, Hancock mógł być łakomym kąskiem dla rosyjskich służb z racji jego zaangażowania w komisji obrony Izby Gmin, a także dlatego, że reprezentował okręg, na terenie którego znajduje się baza marynarki wojennej. Do rządu zwracał się też z interpelacjami w szczegółowych kwestiach obronnych, jak np. pociski Trident. Poprzez niego, jego asystentka mogła mieć dostęp do brytyjskich tajemnic. Hancock nie uczestniczył we wtorkowym posiedzeniu Komisji i nie został powołany na świadka. Rosjance nie postawiono formalnych zarzutów, lecz władze brytyjskie postanowiły ją deportować do Rosji, utrzymując, że jej obecność w Wielkiej Brytanii nie sprzyja bezpieczeństwu narodowemu. Później stwierdzono, że zastrzeżenia wobec niej dotyczą naruszenia prawa imigracyjnego. Zatuliwietier zwolniono w połowie ub.r. po krótkim pobycie w areszcie za poręczeniem. Warunkiem zwolnienia było nieopuszczanie przez nią miejsca zamieszkania. Rosjanka zwróciła się do składu orzekającego o wstrzymanie procedury deportowania jej do Rosji: "Nie rozumiem, dlaczego miałabym być deportowana tylko dlatego, że komuś coś się pomyliło" - stwierdziła. Studiowała na uniwersytecie w Sankt Petersburgu i w Bradford. W Anglii ma siostrę. Jej wiza z prawem pracy straci ważność w sierpniu 2012 r.