Na zdjęciach z Meksyku, gdzie epidemia spowodowała prawdopodobnie ponad 170 ofiar śmiertelnych, widać ludzi noszących na ulicach maseczki. Sprawiło to, że także w Wielkiej Brytanii badana jest możliwość zakupienia większej liczby masek. Wczoraj brytyjskie media informowały, że resort zdrowia chce pilnie zakupić 32 mln ochronnych masek na twarz. Maseczki miałyby w pierwszej kolejności zostać rozdane pracownikom służby zdrowia, którzy mogą wejść w kontakt z nosicielami wirusa H1N1. Jednak główny lekarz Szkocji Harry Burns podkreślił, że stosowanie maseczek nie sprawdza się na szerszą skalę. - Maska staje się wilgotna w ciągu dnia i umożliwia wirusowi rozprzestrzenianie się na twarzy - wskazał. - Mamy maseczki chirurgiczne dla pracowników służby zdrowia, przez krótki czas kontaktujących się z osobami, u których stwierdzono infekcję. Ale nie rekomendujemy używania tych masek na szerszą skalę - powiedział Burns. Jego opinię podziela znany mikrobiolog prof. Hugh Pennington, który ostrzega, że maski mogą dać złudne poczucie bezpieczeństwa. Według niego, jedynym pożytkiem z noszenia masek jest przypominanie ludziom o konieczności zasłaniania ust, gdy kaszlą lub kichają. Ocenił on, że służby sanitarne są na z góry przegranej pozycji, jeśli chodzi o maski. - Jeśli je kupią, będą krytykowane za marnotrawienie publicznych pieniędzy, ponieważ nie ma dowodów ich skuteczności. Ale narażą się na krytykę także, jeśli ich nie kupią, ponieważ ludzie powiedzieliby, że ich potrzebują - zaznaczył Pennington. Opinię o małej skuteczności masek podziela naczelny lekarz Anglii prof. Liam Donaldson. Zwrócił on uwagę, że wilgotne maski zwiększają ryzyko przenoszenia się wirusa, a poza tym wirus przez nie przenika. Donaldson także ostrzegł, że używanie masek może pogorszyć sytuację, dając ludziom fałszywe poczucie bezpieczeństwa.