"Biały dym. Przełom w rozmowach trójstronnych w sprawie mechanizmu warunkowości i praworządności. Wstępne porozumienie to ważny krok naprzód dla Unii Europejskiej i najważniejszy kamień milowy w toczących się negocjacjach w sprawie pakietu unijnego budżetu" - poinformował rzecznik niemieckiej prezydencji w Radzie UE Sebastian Fischer na Twitterze. Porozumienie jest wstępne, bo uzgodniony kompromis musi zostać w następnym kroku formalnie przyjęty przez Parlament Europejski i Radę UE (ministrów UE). Jak ma wyglądać mechanizm? Zgodnie z porozumieniem decyzję o uruchomieniu mechanizmu warunkowości wobec kraju UE będzie podejmowała Komisja Europejska. Następnie Rada będzie miała miesiąc na podjęcie decyzji (trzy miesiące w wyjątkowych przypadkach) kwalifikowaną większością głosów. Decyzja taka - jak wskazali sygnatariusze porozumienia - może zakładać zablokowanie wypłaty funduszy unijnych dla kraju UE. Większość kwalifikowana w Radzie jest osiągnięta wtedy, gdy spełnione są dwa warunki. Po pierwsze, gdy 55 proc. państw członkowskich głosuje "za". W praktyce oznacza to 15 z 27 państw. Po drugie, wniosek muszą poprzeć państwa członkowskie reprezentujące co najmniej 65 proc. ogółu ludności UE. - Stworzyliśmy mechanizm umożliwiający UE zaprzestanie finansowania rządów, które nie szanują naszych wartości, takich jak praworządność - powiedział na wideokonferencji prasowej w Brukseli jeden z negocjatorów PE, fiński europoseł Petri Sarvamaa (Europejska Partia Ludowa). Negocjatorzy Parlamentu Europejskiego podkreślali w rozmowie z dziennikarzami, że udało im się uzgodnić, aby nowy mechanizm miał zastosowanie nie tylko w przypadku niewłaściwego wykorzystania funduszy UE, ale też "aspektów systemowych związanych z podstawowymi wartościami UE, których wszystkie państwa członkowskie muszą przestrzegać, takich jak wolność, demokracja, równość i poszanowanie praw człowieka, w tym praw mniejszości". Wskazywali, że udało im się uzyskać konkretny zapis, który zawiera zakres naruszeń i wymienia m.in. "zagrożenie niezawisłości wymiaru sprawiedliwości" czy "brak korekty arbitralnych, niezgodnych z prawem decyzji". Ukarać rząd, nie beneficjentów Negocjatorzy PE poinformowali też na konferencji prasowej, że udało im się skrócić czas, jaki instytucje UE będą miały na przyjęcie środków przeciwko państwu członkowskiemu w przypadku stwierdzenia ryzyka naruszenia praworządności, do maksymalnie 7-9 miesięcy (z 12-13 miesięcy, o które pierwotnie wnioskowała Rada). Aby zapewnić, że beneficjenci końcowi, którzy są zależni od wsparcia UE - tacy jak studenci, rolnicy lub organizacje pozarządowe - nie zostaną ukarani za działania rządów, europosłowie w negocjacjach nalegali, aby mogli złożyć skargę do Komisji za pośrednictwem platformy internetowej, która ma pomagać im w zapewnieniu, że otrzymają należne kwoty. - Dla nas było kluczowe, aby beneficjenci końcowi nie zostali ukarani za wykroczenia swoich rządów i aby nadal otrzymywali obiecane im fundusze, na których polegają, nawet po uruchomieniu mechanizmu warunkowości. Możemy z dumą powiedzieć, że osiągnęliśmy silny system, który zagwarantuje ich ochronę - poinformowała na konferencji współsprawozdawczyni projektu w PE, hiszpańska europosłanka Eider Gardiazabal Rubial (Socjaliści i Demokraci). Nie przedstawiła jednak szczegółów tych zapisów. Europosłowie PiS: Niedopuszczalne, dyktat Brukseli - Po pierwsze nie jest to zgodne z ustaleniami szczytu lipcowego, bo - jak rozumiem - nasz premier przedstawił wyraźne stanowisko Polski w tej sprawie. Wyraźne stanowisko przedstawiły również Węgry - powiedziała europosłanka z list PiS Beata Kempa. Politycy Prawa i Sprawiedliwości zwracają uwagę, że mechanizm nie uwzględnia tego, że UE nie ma definicji praworządności, a kraje UE różnie interpretują to pojęcie. - Nie mamy fundamentu, na którym moglibyśmy się oprzeć - stwierdziła Kempa. Jej zdaniem, mechanizm ma służyć temu, by wywrzeć olbrzymią presję na Polskę w kwestiach związanych z - jak powiedziała - "tak zwanymi wartościami europejskimi". W ocenie deputowanej Solidarnej Polski mechanizm ma być instrumentem szantażu wobec polskiego państwa, który ma służyć wymuszeniu prowadzenia lub zaniechania określonych reform, jeśli te nie będą zgodne z ideologią liberalno-lewicową. - To niedopuszczalne. Powinniśmy bardzo jasno powiedzieć, że nie pozwolimy na tego typu praktyki wobec nie tylko naszego, ale też żadnego innego kraju. To jest dyktat Brukseli - oceniła Kempa. Eurodeputowana przypomniała w tym kontekście o art. 4 Traktatu o UE, który mówi, że wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w traktatach należą do państw członkowskich. Ryszard Czarnecki (PiS) zaznaczył z kolei, że porozumienie negocjatorów PE i niemieckiej prezydencji nie jest decydujące. - Najważniejsze jest stanowisko Rady, a więc państw narodowych, państw członkowskich. Jeżeli one to odrzucą, to nici z porozumienia. Diabeł tkwi w szczegółach, a wiec na pewno rząd będzie uważnie do tego podchodził - wskazał deputowany.