Jak podkreślił szef dowództwa operacyjnego norweskich sił zbrojnych gen. Yngve Odlo, "celem prowadzonych działań będzie nabycie doświadczeń w trudnych warunkach klimatycznych oraz pokazanie zdolności bojowych w sytuacjach wymagających reakcji". Manewry, które mają symulować obronę Norwegii w ramach współpracy transatlantyckiej, zakładają wykorzystanie tzw. szpicy NATO. Norweskie siły zbrojne: Manewry były planowane od dawna Oprócz Dalekiej Północy ćwiczenia zaplanowano także w środkowej oraz południowej części kraju i potrwają do początku kwietnia. Wykorzystany zostanie poligon lądowy rozciągający się na północ od Narviku, akwen morski u wybrzeży Norwegii oraz przestrzeń powietrzna tego kraju. Według norweskich sił zbrojnych manewry były planowane od dawna, w ubiegłym roku nie odbyły się z powodu pandemii koronawirusa. Początkowo podawano, że weźmie w nich udział 35 tys. żołnierzy, ostatecznie w Norwegii spodziewanych jest 30 tys. (14 tys. wojsk lądowych, 8 tys. sił morskich oraz 8 tys. sił powietrznych). Jak spekulują norweskie media, przyczyną wysłania nieco mniejszej liczby wojsk jest atak Rosji na Ukrainę. Władze Norwegii zaprosiły w roli obserwatora przedstawicieli wszystkich 57 państw OBWE, w tym Rosję, która jednak odmówiła udziału w tym charakterze. Zdaniem prof. Katarzyny Zyśk z Norweskiego Instytutu Studiów Obronnych dawno zaplanowane manewry, o których została poinformowana Rosja, zostaną propagandowo wykorzystane przez Kreml do wzmocnienia antynatowskich nastrojów w polityce krajowej oraz międzynarodowej. "Ćwiczenia takie są jednak ważnym środkiem odstraszającym. Byłoby bardziej problematyczne, gdyby zostały odwołane" - zauważa ekspertka w wypowiedzi udzielonej telewizji NRK. Należąca do NATO Norwegia granicy z Rosją na Dalekiej Północy 197-kilometrowym odcinkiem lądowym, z Federacją Rosyjską dzieli także Morze Barentsa.