- Rozmawialiśmy o głębokim wzmocnieniu konwergencji w strefie euro i w przyjętych wnioskach końcowych Rada Europejska (szczyt 27 przywódców krajów UE - red.) odnotowuje taki zamiar, a także zamiar poprawy dyscypliny fiskalnej - powiedział Van Rompuy na zakończenie szczytu 27 krajów UE, który jest teraz kontynuowany w formacie 17 przywódców strefy euro. Van Rompuy został mianowany w niedzielę przez "17" na przewodniczącego szczytów strefy euro, które mają być organizowane przynajmniej dwa razy w roku - czyli zgodnie z sierpniową propozycją Francji i Niemiec. Przyjęta deklaracja zapewnia, że "przewodniczący euro będzie w pełni informował kraje niebędące członkami euro o przygotowaniach i rezultatach" szczytów "17". Belg zapewnił, że jest w pełni świadomy wrażliwości relacji między "27" a "17". - Moją intencją - jeśli to możliwe - jest za każdym razem, gdy będzie szczyt strefy euro, organizować tę wymianę poglądów w gronie wszystkich - powiedział. Dlatego, dodał, zwołał na najbliższą środę na godz. 18 Radę Europejską, która poprzedzi zaplanowany już wcześniej tego dnia szczyt euro. O organizowanie szczytów UE razem ze szczytami strefy euro zaapelowali w Brukseli premier Wielkiej Brytanii David Cameron oraz premier Polski Donald Tusk. Argumentowali, że te decyzje liderów strefy euro, które mają wpływ na wspólny rynek całej UE, muszą być uzgadniane ze wszystkimi. Van Rompuy przyznał, że "trzeba zachować jedność wspólnego rynku", ale "to normalne, że ci, którzy dzielą wspólną monetę muszą podejmować wspólne decyzje dotyczące tej monety". Zapowiedział, że przywódcy całej UE zgodzili się w niedzielę, "by sprawdzić możliwość ograniczonej zmiany traktatu UE w celu wzmocnienia zarządzania gospodarczego strefy euro". Van Rompuy ma do grudnia przedstawić pierwsze wnioski w tej sprawie. Podkreślił jednak, że na zmianę traktatu UE potrzebna byłaby zgoda wszystkich 27 państw UE, a nie tylko 17, nawet, jeśli zmiany traktatu miałyby dotyczyć wzmocnienia zarządzania gospodarczego tylko w eurolandzie. W Brukseli przywódcy strefy euro dyskutują teraz o planie naprawczym dla eurolandu. Jego kluczowe elementy to: rewizja planu pomocowego dla Grecji i restrukturyzacja jej długu ze znaczną stratą prywatnych wierzycieli, odpowiednia rekapitalizacja banków europejskich, co ma przygotować je na szok związany z częściowym umorzeniem długu Grecji oraz wzmocnienie funduszu ratunkowego strefy euro (EFSF). Kanclerz Niemiec Angela Merkel Jeszce przed szczytem uprzedziła, że "definitywne decyzje" nie zapadną w niedzielę, ale dopiero na kolejnym szczycie strefy euro w środę. Merkel liczy, że do środy uzyska też zielone światło od niemieckiego parlamentu w sprawie unijnego planu naprawczego. Wstępnie już w sobotę ministrowie finansów UE uzgodnili, że należy podwyższyć z 5 do 9 proc. wskaźnik płynności kapitałowej, konieczny do spełnienia przez banki, by zdały nowe, ostrzejsze testy wytrzymałości, które przeprowadzi Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) w bankach kluczowych dla unijnego systemu bankowego. A to oznacza, że na rekapitalizację banków europejskich potrzeba między "100 a 110 mld euro", jak nieoficjalnie mówili dyplomaci. W pierwszym rzędzie banki same będą musiały się dokapitalizować na rynkach, dopiero jeśli im się to nie uda - mogą liczyć na pomoc państwa (może to być częściowa nacjonalizacja). W ostateczność banki będą mogły liczyć na wsparcie z EFSF, ale tylko w przypadku państw, które nie są w stanie same ich dokapitalizować (np. W Grecji, Portugali czy Irlandii). Decyzja o rekapitalizacji musi iść jednak w parze ze wzmocnieniem Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej, obecnie opiewającego na 440 mld euro, tak by mógł przychodzić z pomocą takim krajom jak Hiszpania czy Włochy. Sarkozy zapewnił, że jest "dość szerokie porozumienie", by wzmocnić EFSF. Mowa o zwiększeniu EFSF nawet do 1-2 bln euro poprzez tzw. lewarowanie, czyli zwiększanie możliwości kapitałowych funduszu bez zwiększenia jego środków z kasy państw strefy euro. Wciąż brak jednak porozumienia Niemiec i Francji, jaką przyjąć metodę, by zwiększyć EFSF. Na stole nie ma już propozycji, by został do tego włączony EBC, jak chciała Francja. Ministrowie finansów strefy euro, którzy obradowali w piątek, zgodzili się też, że trzeba "znacznie" podnieść wkład banków w program ratunkowy dla Grecji. Wciąż nie uzgodniono jednak o ile wzrosną straty posiadaczy greckich obligacji: może nawet do 50-60 proc. Takie są wnioski z raportu na temat spłacalności greckiego długu, przygotowanego przez ekspertów tzw. trojki, czyli Europejski Bank Centralny, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Komisję Europejską. Zgodnie z nim, bankowi wierzyciele Grecji powinni zaakceptować stratę przynajmniej połowy wartości greckich obligacji, aby uniknąć konieczności znacznego zwiększenia drugiego pakietu pomocy dla Grecji, jaki obiecała Atenom strefa euro i MFW. - Mam pełne zaufanie, że decyzje podejmiemy w środę, tak, by pokazać światu, że zapewnimy stabilizację strefy euro - powiedział Van Rompuy. Ocenił, że doniesienia prasowe o różnicach zdań między Paryżem a Berlinem są przesadzone. - Tu na spotkaniach wszyscy pracują w duchu kompromisu - powiedział.