Jednak jego pragmatyzm, znajomość języków obcych i przede wszystkim zdolności mediacyjne, sprawdzone w skonfliktowanej wewnętrzne Belgii, dają mu wszelkie szanse, by sprawnie koordynować liczącą 27 państw UE. W Brukseli żartowano, że najmniej przychylnym nominacji Van Rompuya krajem była... Belgia. Van Rompuy nie zakończył bowiem powierzonej mu w grudniu ubiegłego roku misji pojednania skłóconych regionów belgijskich. Porzucił urząd premiera dla Europy. Jego pierwsze niełatwe zadanie polega na tym, by sprawić, że jego nazwisko będzie prawidłowo wymawiane od Lizbony po Tallin. Mało kto nawet wśród Belgów wie, że człowiek, który stanął na czele Rady Europejskiej, jest miłośnikiem wyścigów kolarskich oraz uwielbia obserwować ptaki w naturze, zwłaszcza egzotyczne. Dużo bardziej znane są zamiłowania literackie Van Rompuya, który codziennie choć na moment oddaje się lekturze książek lub pisaniu słynnych już haiku, czyli wywodzącej się z Japonii krótkiej formy poezji. Jeden ze swych wierszy Belg wyrecytował nawet na konferencji prasowej przy okazji ostatniego szczytu UE 29 października. Wiersz mówił o wpływających do portu Europy "trzech falach" rozszerzenia UE. Jednocześnie 62-letni Van Rompuy jest czynnym kibicem drużyny piłkarskiej Anderlecht i amatorem belgijskiego piwa. Z wykształcenia ekonomista i filozof, Van Rompuy może o literaturze bez problemu rozmawiać nie tylko w rodzimym języku flamandzkim, lecz także po francusku, niemiecku i angielsku. Te językowe zdolności z pewnością przydadzą mu się, by szukać kompromisu między 27 krajami UE na szczytach UE. W UE przydatne będą jednak przede wszystkim zdolności mediacyjne Van Rompuya. Choć kierował rządem zaledwie 10 miesięcy, "metoda Van Rompuya", by znaleźć porozumienie miedzy pięcioma partnerami federalnej koalicji, stała się już słynna. Dzięki niej Van Rompuy zażegnał trwający od wyborów w 2007 roku permanentny kryzys polityczny, doprowadził do przyjęcia budżetu i porozumienia w niezwykle delikatnej sprawie imigracji i azylu. Metoda Van Rompuya, jak ujawniają bliscy mu ludzie, polega na słuchaniu innych i rozmowach dwustronnych. "Testuje reakcje, następnie proponuje rozwiązanie możliwe do przyjęcia dla wszystkich. Nie przychodzi więc już na początku z gotową formułą" - powiedział przewodniczący federacji belgijskiego biznesu (FEB) Pieter Timmermans. Van Rompuy jest ponadto bardzo cierpliwy, w przeciwieństwie do takich polityków, jak francuski prezydent Nicolas Sarkozy czy były belgijski premier Guy Verhofstadt, wymieniany wcześniej jako kandydat na "prezydenta UE". W porównaniu z Verhofstadtem na korzyść Van Rompuya gra też fakt, że nie jest postrzegany w UE jako federalista. "Financial Times" określił go jako mało kontrowersyjnego "atlantyckiego tradycjonalistę" z głęboko proeuropejskiego kraju. "Jest nową twarzą i nie zdążył stworzyć sobie wrogów" - tłumaczył jeden z unijnych dyplomatów. Pracował w Banku Narodowym, wykładał w szkole handlowej w Atwerpii i Brukseli, doradzał w gabinetach premierów Belgii Leo Tindemansa i Gastona Geensa. W latach 1988-1995 był senatorem z ramienia Chrześcijańskiej Partii Ludowej CVP, na której czele stał od 1988 do 1993 roku. Od września 1993 do lipca 1999 roku zajmował stanowisko wicepremiera i ministra budżetu w gabinecie premiera Jeana-Luca Dehaene. 12 lipca 2007 Herman Van Rompuy został wybrany na przewodniczącego Izby Reprezentantów, którym pozostał do czasu objęcia teki premiera. Nieprawdą jest - przekonuje dziennik "Le Soir" - że Van Rompuy nie zna się zbytnio na Europie. "Zacząłem interesować się problemami europejskimi znacznie wcześniej, niż objąłem stanowisko premiera (grudzień 2008). W 1964 roku, w wieku 16 lat zorganizowałem pierwsze seminarium europejskie w moim liceum" - przyznał w jednym z wywiadów sprzed miesięcy. Ponadto Van Rompuy zawsze podkreśla, że w UE nie ma silniejszych i słabszych krajów, co dotyczy także krajów założycielskich, wśród nich Belgii. "Ich rola będzie zapisana w książkach historycznych i powinniśmy być z niej dumni. Ale nie powinno to dziś im dawać dodatkowej przewagi" - powiedział. Jest przyjazny ludziom i bardzo rodzinny, pracowity, ale regularnie bierze urlopy i dużo podróżuje. Jest przekonany, że najlepszych decyzji nie podejmuje się wcale, pracując bez przerwy. "Można być oddanym sprawie publicznej, pozostając panem własnego życia" - powiedział w jednym z wywiadów. Żonaty, ojciec Petera, Laury, Elke i Thomasa oraz dziadek jednorocznego Landera. W ostatnim tygodniu, kiedy cała Europa mówiła tylko o nim, zaszył się ze swym wnukiem w domu na belgijskim wybrzeżu, by odpocząć.