Jest bowiem coraz bardziej prawdopodobne, że ataki talibów na mieszane polsko-afgańskie patrole są wynikiem zdrady współdziałających z naszymi żołnierzami miejscowych policjantów. Po wydarzeniach z ostatnich tygodni jest coraz mniej wątpliwości, że niektórzy afgańscy policjanci grają na dwa fronty. Wytyczne są więc jasne. Polscy żołnierze przed wspólnymi patrolami mają tak skromnie, jak tylko się da, dozować niezbędne informacje na temat akcji. Czasami wskazana jest nawet dezinformacja. Zapowiadamy wspólny wyjazd na godz. 9, jednak bazę opuszczamy dwie godziny później. Podajemy plan patrolu, a w nim, jako punkty docelowe, wioski a, b, i c, jedziemy jednak do innych miejscowości inną trasą - usłyszał dziennikarz RMF FM od jednego z oficerów związanych z afgańską misją. Tego typu środki ostrożności to absolutne minimum, są jednak całkowicie uzasadnione. Policjanci w odróżnieniu od afgańskiej armii to głównie miejscowi. Jednak na współpracę z nimi jesteśmy skazani, bowiem podczas patroli tylko oni mogą wchodzić do podejrzanych domów. Nasi wojskowi jedynie ich ubezpieczają. Z Afganistanu - przeczytaj relacje reportera INTERIA.PL Marcina Ogdowskiego