Jego szczątki zidentyfikowali eksperci Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. To dopiero siódma osoba pochowana na cmentarzu w podkijowskiej Bykowni, której tożsamość udało się ustalić. W Bykowni spoczywa prawie 2 tysiące Polaków z tak zwanej ukraińskiej listy katyńskiej. Maciej Dancewicz z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wyjaśnił, że identyfikacja była możliwa na podstawie znalezionego przez archeologów, podczas ubiegłorocznych prac ekshumacyjnych, identyfikatora z numerem służbowym policjanta. Nie było wiadomo, do kogo należał, ale po niedawnych uroczystościach w Bykowni, relacjonowanych w mediach, z Radą skontaktowała się rodzina posterunkowego Mikołaja Cholewy. Oświadczyła ona, że był to prawdopodobnie jego identyfikator. Dowodem na to były zdjęcia Cholewy w mundurze policyjnym, na którego kołnierzu widnieje ten sam numer, co na identyfikatorze. Syn zidentyfikowanego policjanta nie chciał komentować tego wydarzenia. Było to dla niego - jak powiedział - zbyt wielkie przeżycie. Maciej Dancewicz podkreślił, że identyfikacja policjanta jest niezwykle ważna. W Bykowni, w przeciwieństwie do innych polskich cmentarzy na Wschodzie, znaleziono bardzo mało przedmiotów należących do zamordowanych. Chowano tam bowiem ludzi pomordowanych w więzieniu w Kijowie, przywiezionych tam z innych więzień. Byli oni poddawani rewizjom, podczas których odbierano im przedmioty osobiste. Zbiorowe mogiły w Bykowni zostały też dwukrotnie przekopane przez funkcjonariuszy NKWD, którzy zabrali większość przedmiotów świadczących, że w masowych grobach spoczywają Polacy. Na podstawie odnalezionych w mogiłach rzeczy osobistych udało się wcześniej ustalić tożsamość zaledwie 6 osób. Pomordowani wyryli przed śmiercią swe nazwiska na grzebieniu i szczoteczce do zębów, znaleziono też wojskowy "nieśmiertelnik" z nazwiskiem i strzęp prawa jazdy.