USA: Zalewają Nowy Jork. Ich liczba rośnie w oczach
Pandemia koronawirusa, ocieplanie się klimatu, a także plastikowe worki na śmieci, które zastąpiły metalowe kubły - między innymi to sprawia, że liczbę szczurów w Nowym Jorku szacuje się w milionach. W przeżyciu pomógł im zwłaszcza COVID-19, a dokładniej ograniczenia wprowadzane w restauracjach, jak i rzadsze niż kiedyś usuwanie śmieci. Kolejne władze miasta próbowały zaradzić problemowi, lecz bez większych sukcesów.

Nowy Jork nigdy nie zasypia, a i żyjące w nim szczury spotkać można o każdej porze dnia i nocy. Pionierzy wśród tych gryzoni dotarli do Ameryki w XVIII wieku na pokładach statków z Europy, prawdopodobnie podczas wojny o niepodległość USA.
Jak przypłynęły, tak już zostały i rozpoczęły swoją "kolonizację", której w sobotę przyjrzał się insider.com. Ich populacja zaczęła wzrastać w wykładniczym tempie od połowy XX wieku.
Eksperci szacują, że w 1950 r. w "Wielkim Jabłku" było ich mniej więcej 250 tysięcy. Natomiast dziewięć lat temu liczbę nowojorskich szczurów oszacowano już na około dwa miliony, choć śmielsze rachunki mówią o nawet 28 milionach osobników i to już w 1997 roku.
Rozmnażają się błyskawicznie. Pandemia im sprzyjała
Te gryzonie niszczą samochody, podgryzają kable, uszkadzają ściany, ale i przenoszą groźne choroby. Mają jednocześnie "talent" do szybkiego rozmnażania się. W jednym miocie rodzi się ich od ośmiu do dziesięciu, a samica może zajść w ciążę około sześć razy w roku.
Nawet jeśli nie wszystkie szczurze dzieci przeżyją, dorosłych osobników jest coraz więcej. To problem nie tylko społeczny, ale i polityczny. Kolejni burmistrzowie Nowego Jorku obiecali jakoś mu zaradzić lecz albo bezskutecznie, albo wybierali nawet i dobre metody, tylko zbyt czasochłonne.
Szczurów zaczęło widocznie przybywać w 2020 roku, gdy świat ogarnęła pandemia koronawirusa. Zamknięto wtedy bary i restauracje, więc posiłki wydawano wyłącznie na wynos w jednorazowych opakowaniach, które później - z resztkami jedzenia wewnątrz - lądowały w śmietniku lub co gorsza, na ulicy. Jednocześnie odpadki wywożono wtedy rzadziej.
Najwięcej w Nowym Jorku żyje ich na Brooklynie
Czynników zwiększających populację szczurów w Nowym Jorku było jednak więcej. W latach 60. przybywało ich lawinowo w rejonach miasta zamieszkałych przez dyskryminowane społeczności, w tym czarnoskórych. Tam infrastruktury nie utrzymywano w stanie takim, jak należy. Do tych działań, uznanych przez insider.com za "instytucjonalny rasizm", zaliczono też rzadsze wywożenie śmieci.
Największy problem ze szczurami ma Brooklyn - oszacowano, że żyje tam 36 procent tych zwierząt. Na kolejnych miejscach są Manhattan (26 procent) i Queens (15 procent). Dzielnicą niemal wolną od problemu jest Staten Island - wyspa - gdzie mieszka kilka procent szczurzej populacji.
Gryzoniom w przetrwaniu pomagają też zmiany klimatyczne, bo chociaż nie zapadają w sen zimowy, podczas zwyczajowo chłodniejszych miesięcy mogą teraz dłużej żerować i częściej się rozmnażać. Sprzymierzeńcem są też plastikowe worki na odpadki, przez które łatwiej się przegryźć, w przeciwieństwie do metalowych kubłów.
CNN: Gryzonie mogą zakażać się koronawirusem
Temat szczurów w Nowym Jorku podjęło również CNN. W zeszłym tygodniu przedstawiło wyniki badań, z których wynika, że mogą one infekować się koronawirusem. Wskazują na to przeciwciała wykryte w ich organizmach, powstałe po przejściu zakażenia.
Jednak naukowcy nie dowiedli jak na razie, że wirus SARS-CoV-2 może przenosić się ze szczura na człowieka.
Problem z plagą szczurów ma też Wrocław. Radni przegłosowali, że obowiązkowa deratyzacja w ścisłym centrum miasta i dzielnicach leżących nad Odrą potrwa nie pięć miesięcy, ale dziesięć. W poszczególnych punktach będzie natomiast trwała bez przerwy.
Szacunki mówią, że na każdego z 700 tysięcy wrocławian przypada dziesięć szczurów. Zdarza się nawet, że te zwierzęta "włamują się" do domów w kamienicach i topią w mieszkalnej kanalizacji.