Minimalna przewaga (300 głosów!), jaką uzyskał na Florydzie George W. Bush nad Demokratą Albertem Gorem, właściwie daje zwycięstwo Republikaninowi. Na oficjalny wynik przyjdzie nam jednak prawdopodobnie jeszcze poczekać. Wczoraj rano sąd stanowy na Florydzie zadecydował bowiem, że mogą być uwzględnione także wyniki, które napłyną po tym terminie, jeśli tak zadecydują stanowe władze wyborcze. Ponieważ w kilku hrabstwach nie zdążono z ręcznym liczeniem głosów, będą one musiały podać wyniki dotychczasowego, głównie maszynowego, liczenia. Wskazują one na wygraną republikańskiego kandydata George'a W.Busha. Mimo upłynięcia terminu, hrabstwa te będą jednak mogły nadsyłać później liczone ręcznie wyniki. Władze stanu mogą je ignorować, ale - jak orzekł sąd - tylko "po rozważeniu wszystkich faktów i okoliczności". Demokraci mają jeszcze nadzieję, że da to zwycięstwo ich kandydatowi, Alowi Gore. Godzina zakończenia podliczania głosów wyznaczona została w poniedziałek przez republikańską sekretarz stanu Florydy, Katherine Harris, której podlegają procedury wyborcze. O przedłużenie tego terminu zwróciły się do sądu stanowego hrabstwa, w których postanowiono ponownie policzyć głosy ręcznie - m.in. Palm Beach i Volusia. Od wyniku głosowania na Florydzie zależy, kto zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych: Republikanin George W.Bush czy Demokrata Al Gore.