Arabia Saudyjska, Argentyna, Egipt, Etiopia, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie - to kraje, które już w styczniu 2024 dołączą do BRICS, czyli grupy państw rozwijających się. Jej członkami są obecnie Brazylia, Chiny, Indie, Republika Południowej Afryki i Rosja. To niezwykle ważny geopolityczny ruch zwłaszcza dla Chin i Rosji. Oba reżimy od dłuższego czasu starają się poszerzać swoje wpływy na Globalnym Południu i budować wraz z tamtejszymi państwami alternatywę dla świata zachodniego. Xi Jinping dopiął swego "Rozszerzenie jest dużym zwycięstwem Xi Jinpinga, który od dawna forsował wizję rozbudowy sojuszu i jego sfery wpływów mimo obiekcji dotychczasowych członków takich jak Brazylia i Indie" - przyznała w swojej analizie rozbudowy BRICS z sześciu do 11 państw amerykańska telewizja CNN. O tym, jak duży jest sukces chińskiego przywódcy niech świadczy fakt, że po rozszerzeniu państwa BRICS będą łącznie legitymować się wyższym PKB mierzonym parytetem siły nabywczej niż państwa G7, czyli siedmiu największych gospodarek świata. - Świat przechodzi poważne zmiany, podziały i przegrupowania, wszedł w nowy okres turbulencji i transformacji - powiedział chiński przywódca podczas sierpniowego szczytu stowarzyszenia w Republice Południowej Afryki. - Rozwój jest niezbywalnym prawem wszystkich krajów. Nie jest to przywilej zarezerwowany dla nielicznych - podkreślił. Jednak nie o ekonomiczne wskaźniki chodzi Xi Jinpingowi i jego najbliższemu otoczeniu. W optyce Pekinu kluczowe są kwestie geostrategiczne. Chiny planują swoje działania w perspektywie średnio- i długoterminowej. Wszystko jest natomiast obliczone na nadrzędny cel Państwa Środka - zmianę globalnego porządku, w którym od dekad dominującą pozycję mają Stany Zjednoczone i szeroko rozumiana społeczność Zachodu. - Zarówno Chiny, jak i Rosja chcą położyć kres amerykańskiej hegemonii. Patrząc szerzej: zachodniej hegemonii - tłumaczył w lipcu ubiegłego roku na łamach Interii socjolog prof. Salvatore Babones, ekspert od relacji chińsko-amerykańskich z University of Sydney. Chiny liczą korzyści Rozszerzenie BRICS o sześć państw z Afryki, Bliskiego Wschodu i Ameryki Południowej to w ocenie Pekinu krok w tę właśnie stronę. Dla Chin generuje to szereg mniejszych i większych korzyści. Po pierwsze, to uderzenie w Stany Zjednoczone w kluczowym dla amerykańskiej polityki zagranicznej regionie Bliskiego Wschodu. Pogodzenie - pytanie na jak długo - Arabii Saudyjskiej oraz Iranu, wciągnięcie ich do BRICS i próba związania Saudyjczyków mocniej z Państwem Środka sprawia, że w regionie Stanom Zjednoczonym zostaje de facto tylko Izrael. A o tym, jak niesterownym jest sojusznikiem Amerykanie przekonali się, gdy rząd Benjamina Netanjahu postanowił rozprawić się z izraelskim wymiarem sprawiedliwości, za nic mając upomnienia i naciski Waszyngtonu. Z perspektywy Pekinu to także odwet na Stanach Zjednoczonych za próbę okrążenia Chin w Azji. Od kilkunastu miesięcy NATO, na czele z Amerykanami, zacieśnia bowiem coraz mocniej współpracę z partnerami z Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii: Koreą Południową, Japonią, Australią i Nową Zelandią. Po drugie, to kolejny krok Chin w ekspansji na Globalnym Południu. Na drodze do realizacji swojego głównego celu - zmiany światowego porządku i detronizacji Stanów Zjednoczonych - kraje Afryki, Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej odgrywają kluczową rolę w polityce Państwa Środka. To szeroko rozumiany nie-Zachód. Zacieśnianie więzi politycznych i gospodarczych z tymi państwami ma krok po kroku budować strategiczne zaplecze dla Chin na okoliczność konfrontacji z Ameryką. Wreszcie po trzecie, Chiny inwestują czas i środki w międzynarodowe sojusze i fora, na których Amerykanie są nieobecni. BRICS jest jednym z przykładów. Inny, bardziej regionalny, stanowi Szanghajska Organizacja Współpracy (tu Chiny też odniosły niedawno mały sukces, poszerzając to gremium o Iran i planując przyszłe dołączenie Białorusi). Chińczycy chcą w ten sposób przedstawiać się jako realna alternatywa dla amerykocentrycznej wizji świata. "Pekin chciałby, żeby BRICS się rozrastał i służył jako ekonomiczna i polityczna siła, która byłaby w stanie zrównoważyć zdominowane przez Zachód G-7. Pekin niepokoi strategiczne znaczenie G-7 i bardzo chciałby umniejszyć jego rolę" - czytamy w analizie Ryana Hassa, dyrektora John L. Thornton China Center w Brookings Institution, cenionym amerykańskim think tanku zajmującym się geopolityką i polityką zagraniczną. Pułapka na chińskiego smoka Chociaż lista korzyści, jakie Chiny już odniosły i mogą odnieść w przyszłości dzięki powiększeniu grona krajów członkowskich BRICS jest długa, to tylko połowa obrazu rzeczywistości. Chiny, ale też samo BRICS, mają też swoje problemy, a dokooptowanie do sojuszu sześciu nowych państw tylko zwiększy liczbę problematycznych kwestii, nie dając jednocześnie żadnej gwarancji ich rozwiązania. Przede wszystkim, już w gronie "starego BRICS" nie brakowało i nie brakuje napięć. Dotyczy to zwłaszcza rywalizacji chińsko-indyjskiej o pozycję numer jeden w Azji oraz na Globalnym Południu. Dochodzi do tego konflikt graniczny między oboma potęgami nuklearnymi. Coraz bardziej napięta atmosfera na linii Delhi - Pekin doprowadziła nawet do zbliżenia Indii ze Stanami Zjednoczonymi. Drugim polem konfliktu w ramach "starego BRICS" jest kierunek, w którym ma podążać sojusz. Chiny chcą z niego uczynić swoje narzędzie rywalizacji z Ameryką o globalne przywództwo, podczas gdy Brazylia i Indie od dłuższego czasu oponują przeciwko stricte antyzachodniemu kursowi BRICS. Po drugie, nowi członkowie oznaczają nowe problemy i nowe spory. Egipt i Etiopia od ponad dekady spierają się o prawa do wykorzystywania naturalnych zasobów Nilu. Kością niezgody jest ogromna Tama Wielkiego Odrodzenia, którą etiopski rząd buduje od 2010 roku na Nilu Błękitnym przy granicy z Sudanem. Iran i Arabia Saudyjska od lat stały po przeciwnych stronach barykady w wojnie domowej w Jemenie. Skuteczna mediacja Chin pomogła zawrzeć rozejm i odnowić stosunki dyplomatyczne między państwami, ale pozostaje pytanie, jak trwałe będzie to porozumienie. Nowi członkowie BRICS wnoszą też poważne problemy gospodarcze - to o tyle ciekawe, że mówimy przecież o sojuszu gospodarczym - ponieważ Argentyna i Egipt to dwaj najwięksi pożyczkobiorcy Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Oba państwa od dawna zmagają się z kryzysami gospodarczymi, a Argentyna cyklicznie balansuje wręcz na granicy bankructwa. Idąc dalej: Arabia Saudyjska, Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie to ważni sojusznicy Stanów Zjednoczonych w obszarze bezpieczeństwa, co już na starcie rodzi poważny konflikt interesów nowych członków BRICS z Chinami. Trzecim wyzwaniem dla poszerzonego BRICS jest... brak wspólnej ideologii czy choćby podzielanego przez wszystkich zestawu wartości i priorytetów. Chiny chcą wygrać starcie o globalne przywództwo ze Stanami Zjednoczonymi, Indie marzą, by stać się dominującą siłą w Azji, Rosja toczy wojnę w Ukrainie i stara się pozbyć łatki światowego pariasa, Arabia Saudyjska jest w trakcie gigantycznej modernizacji swojej gospodarki w ramach programu rozwojowego Wizja 2030. I można by tak wyliczać jeszcze długo omawiając każde państwo BRICS po kolei. Rozbieżności celów, wyzwań i potencjałów są ogromne, co utrudnia obranie wspólnego kursu choćby i na płaszczyźnie ideologicznej. To dylemat, którego grupa G-7, domyślna przeciwwaga dla BRICS po stronie Zachodu, nie miała i nie ma. Wreszcie dochodzimy do kwestii ostatniej, ale nie najmniej ważnej. Chiny mają w tej chwili dość własnych wewnętrznych problemów, żeby jeszcze myśleć o wywracaniu do góry nogami światowego porządku. Chińska gospodarka buksuje, po raz pierwszy od dawna staje w obliczu poważnego zagrożenia stagnacją, a analitycy mówią wprost: chiński model rozwojowy się wyczerpał i wymaga korekty. Chińskie społeczeństwo błyskawicznie się starzeje, ubywa rąk do pracy, a władze w Pekinie nie mają pomysłu, jak sobie z tym problemem poradzić. Na arenie międzynarodowej Chiny stoją na krawędzi konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi o Tajwan, jednocześnie dotkliwie odczuwając sankcje technologiczne nałożone przez Amerykę, które poważnie utrudniają modernizację chińskiej gospodarki. "Ci, którzy myśleli, że BRICS stanie się nowym Ruchem Państw Niezaangażowanych nieintencjonalnie mogą mieć rację co do jednego: BRICS będzie tak samo nieefektywne jak swój pierwowzór, jeśli chodzi o przekuwanie górnolotnej retoryki dotyczącej spraw globalnych na konkretne, praktyczne działania" - pisze o BRICS na łamach magazynu "Foreign Policy" C. Raja Mohan, wykładowca na Asia Society Policy Institute. Na koniec swojej analizy dodaje: "Forsując powiększenie BRICS, Chiny jedynie zapewniły sobie liczniejsze grono do nasiadówek". Czy rzeczywiście tak będzie? Chiny mają kolejny powód, by udowodnić Zachodowi, że mocno ich nie docenił.