Świat usłyszał o monolicie po raz pierwszy 18 listopada, gdy przedstawiciele Biura Bezpieczeństwa Publicznego w Utah opublikowali zdjęcia konstrukcji na swoim Facebooku. Z helikoptera wypatrzył ją biolog z Departamentu Ochrony Dzikiej Przyrody liczący... owce. - Przelecieliśmy tuż nad nim, gdy on (biolog - red.) zawołał: "Chwila, zawróć". Gdy zapytałem, o co chodzi, odpowiedział: "Tam coś jest, musimy się temu przyjrzeć" - tak odkrycie relacjonował pilot helikoptera Bret Hutchings. Bliskie spotkania trzeciego stopnia Niezidentyfikowanym obiektem okazał się metalowy monolit - wysoki na ponad trzy metry i głęboko osadzony w ziemi. Do złudzenia przypominał on słynną konstrukcję z filmu Stanleya Kubricka z 1968 r. - "2001: Odyseja kosmiczna". - Żartowaliśmy, że jeżeli, któryś z nas zniknie, to reszta musi zacząć uciekać - żartował Hutchings. Choć Biuro Bezpieczeństwa Publicznego nie ujawniło, gdzie dokładnie znajduje się monolit, by uniknąć zalewu turystów i wypadków w trudno dostępnym terenie, to internauci i tak ruszyli na poszukiwania. Jednym z pierwszych, który dotarł na miejsce, był David Stuber, który zamieścił dokładne wskazówki swojej trasy. Z jego informacji wynikało, że monolit został wykonany z aluminium i nie ma właściwości magnetycznych. Poszukiwany, poszukiwana Służby przypominały w komunikatach, że instalacja konstrukcji w miejscu publicznym jest nielegalna, nieważne, "z której planety się pochodzi". W ciągu niecałych dwóch tygodni "problem" rozwiązał się sam. W sobotę (28 listopada) czasu lokalnego Biuro Zagospodarowania Terenu (BLM) stanu Utah poinformowało o tym, że obiekt "został usunięty przez nieznaną osobę bądź grupę". Po monolicie pozostała jedynie trójkątna, metalowa podstawa. Władze zapewniają, że nie mają nic wspólnego ze zniknięciem turystycznej atrakcji. "Ostatecznie nieważne, czy monolit zawdzięczamy przybyszom z innej planety, czy jest to ekspresja artystyczna. Tysiące ludzi miało okazję zająć się czymś pozytywnym. Myślę, że to dobra rzecz, przy wszystkich okropnych rzeczach, których doświadczyliśmy w 2020 r." - tak całą sytuację w liście do CNN podsumował David Stuber.