Śledczy uważają, że ogromny pożar u podnóża gór San Bernardino, ok. 120 km na wschód od Los Angeles, wybuchł po pokazie pirotechnicznym. Małżonkowie Jimenez, którzy go zorganizowali, na próżno podjęli próbę ugaszenia pożaru. Mieli do dyspozycji jedynie butelkowaną wodę, tymczasem silny wiatr i wyschła na wiór trawa sprawiły, że płomienie bardzo szybko zaczęły się rozprzestrzeniać. W efekcie wybuchł ogromny pożar - El Dorado - którego ugaszenie zajęło ponad dwa miesiące, zginął w nim szef miejscowej straży pożarnej 39-letni Charles Morton, a 13 innych oso zostało rannych. Ogień zniszczył pięć domów i 15 innych budynków, setki mieszkańców została zmuszona do ucieczki. Ostatecznie pożar strawił blisko 60 km kwadratowych. Sąd, po postawieniu Jimenezom w poniedziałek zarzutu spowodowania nieumyślnej śmierci, zostali zwolnieni, mimo prośby prokuratorów, którzy domagali się ich zatrzymania i wyznaczenia kaucji w wysokości 50 tys. dolarów. Mają stawić się przed sądem pod koniec lata - donosi "The Desert Sun". Grozi im 20 lat więzienia Para odpowie również m.in. za lekkomyślne spowodowaniu pożaru, w wyniku którego rannych zostało wiele osób, cztery przestępstwa zniszczenia budynków mieszkalnych oraz 22 przypadki nieumyślnego doprowadzenia do zniszczenia mienia o dużej wartości. Jeśli sąd uzna oskarżonych winnymi wszystkich stawianych im zarzutów, to mogą zostać skazani na ponad 20 lat więzienia. Incydent nie był pierwszym przypadkiem, w którym ujawniono i skazano sprawcę pożaru. W 2017 roku mężczyzna z Arizony świętujący przyjście na świat dziecka wywołał pożar, który pochłonął ok. 20 ha terenów. Został ukarany grzywną w wysokości 8 mln dolarów.