Rzecznik ministerstwa obrony w Waszyngtonie admirał John Kirby oświadczył, że w niedzielę do Bagdadu przybyło około 200 wojskowych, których celem jest ochrona amerykańskiej ambasady oraz miejscowego portu lotniczego. Dalszych 100 żołnierzy ma czuwać nad bezpieczeństwem i zapewniać wsparcie logistyczne. Wcześniej USA wysłały do Iraku i sąsiednich krajów 300 doradców wojskowych, których zadaniem jest pomoc i wsparcie irackiej armii. Doradcy mogą wezwać na pomoc lotnictwo. - Są to siły niezależne od siebie i oprócz zwiększenia ich o dalsze 300 osób prezydent zalecił ustanowienie dwóch połączonych centrów operacyjnych oraz przeprowadzenie analizy, w jaki sposób USA mogą wspomóc irackie siły bezpieczeństwa - wyjaśniał Kirby. Agencja Reutera zauważa, że w związku ze podwyższeniem liczby amerykańskich żołnierzy w Iraku i trwającą ofensywą dżihadystów pojawiły się spekulacje dotyczące ewentualnej zgody prezydenta USA Baracka Obamy na przeprowadzenia ataków lotniczych. Anonimowe źródło w ministerstwie obrony USA wykluczyło tę możliwość i zapewniło, że obecność amerykańskich żołnierzy ma na celu jedynie ochronę obywateli Stanów Zjednoczonych. Walczące w Iraku i Syrii ugrupowania islamskich fundamentalistów na opanowanych przez siebie terenach ogłosiło w niedzielę utworzenie kalifatu, muzułmańskiego państwa religijnego. Wezwały muzułmanów całego globu do lojalności wobec swego lidera i podały, że kalifat będzie rozciągać się od Aleppo w północnej Syrii po Dijalę we wschodniej części Iraku.