Wcześniejsze szacunki wskazywały, że w oddziałach dżihadystów może służyć 19-25 tys. ludzi. MacFarland zaznaczył, że dokładne wyliczenie sił IS jest trudne. Ocenił jednak, że ich szeregi topnieją. Według niego "wróg cofa się na wszystkich frontach", a wspierane przez Amerykanów lokalne siły odbijają z rąk IS kolejne obszary na terytorium Iraku i Syrii. Amerykański wojskowy zwrócił też uwagę, że maleje liczba ochotników zasilających szeregi IS. Przez co - jak zauważył - dżihadyści stawiają coraz mniejszy opór na placu boju. MacFarland tłumaczył, że syryjscy rebelianci są bliscy odbicia z rąk IS miasta Manbidż. W jego ocenie dojdzie do tego w najbliższych tygodniach. Odnosząc się do sytuacji w Iraku, powiedział, że tamtejsze wojska przygotowują się do ofensywy na Mosul. Mimo osłabienia zdolności bojowych IS, dżihadyści pozostają nadal poważnym zagrożeniem - ostrzegł amerykański dowódca. "Sukcesy wojskowe w Iraku i Syrii nie oznaczają końca Daesz (akronim IS). Spodziewamy się, że wróg zaadoptuje się do sytuacji i przekształci w prawdziwą partyzantkę i organizację terrorystyczną zdolną do przeprowadzenia straszliwych zamachów, takich jak ten z 3 lipca w Bagdadzie, lub aktów terroru, jakie widzieliśmy na całym świecie" - oświadczył gen. MacFarland. Amerykański wojskowy wspomniał o akcie terroru, w którym zginęło prawie 300 osób, a do dokonania którego przyznało się IS. Tamten zamach uznawany jest za jeden z najkrwawszych, do jakich doszło w ostatnio w Iraku.