Trzeci porwany przez islamistów samolot uderzył tego samego dnia w Pentagon w Waszyngtonie, zabijając 184 osoby. Czwarta maszyna, która leciała w kierunku Białego Domu lub Kapitolu, i w której pasażerowie podjęli walkę z terrorystami, próbując odebrać im stery, runęła na ziemię koło miejscowości Shanksville w stanie Pensylwania. W Nowym Jorku, w parku w pobliżu "Strefy Zero" - miejsca, gdzie stały dwa zburzone wieżowce - podobnie jak w poprzednich latach, odczytane zostaną nazwiska wszystkich ofiar zamachu. Odczytywane zostanie przerwane cztery razy chwilą milczenia - w momencie, gdy dokładnie sześć lat temu samoloty uderzyły w dwa budynki WTC i kiedy oba wieżowce po pewnym czasie zawaliły się. O godz. 8.46 rano (czasu lokalnego), kiedy 11 września 2001 roku w północny gmach uderzył pierwszy samolot, rozlegną się w Nowym Jorku dźwięki dzwonów kościelnych. Na uroczystości przemówienie wygłosi burmistrz miasta Michael Bloomberg oraz były burmistrz Rudy Giuliani, który zasiadał w ratuszu krytycznego dnia. Jego przywódcza postawa w czasie dramatu wzbudziła podziw wszystkich Amerykanów. Udział Giulianiego w tegorocznej uroczystości i zapowiedź wygłoszenia mowy wywołał głosy krytyczne. "New York Times" potępił go w artykule redakcyjnym za wykorzystywanie tragedii dla swojej kampanii wyborczej. Giuliani ubiega się o nominację prezydencką z ramienia Partii Republikańskiej w przyszłorocznych wyborach i według sondaży jest faworytem wyścigu. W ceremonii weźmie udział także senator Hillary Clinton z Nowego Jorku, która - jak wynika z sondaży - przewodzi stawce demokratycznych kandydatów do nominacji prezydenckiej. Również w Waszyngtonie odbywają się uroczystości rocznicowe, rozpoczęte w niedzielę tradycyjnym już "Marszem Wolności" ku czci ofiar ataku na Pentagon. Ma on być także wyrazem poparcia dla wojsk walczących w wojnie z terroryzmem, w tym w Iraku. Na uroczystości pod Pentagonem we wtorek przemówienie wygłosi prezydent George W. Bush. Rocznica ponownie stała się w USA pretekstem do dyskusji o dotychczasowym bilansie wojny z terroryzmem. Komentuje się najnowsze nagranie wideo opublikowane w piątek przez Osamę bin Ladena, w którym przywódca Al-Kaidy zapowiada nasilenie ataków w Iraku, wzywa Zachód do przyjęcia islamu i wypowiada się na tematy wewnętrznej polityki w USA. Jak powiedziała w niedzielę w telewizji Fox News doradczyni Busha ds. bezpieczeństwa kraju Frances Townsend, taśma bin Ladena dowodzi, że jest on "w odwrocie", zaabsorbowany ucieczką przed ścigającymi go oddziałami specjalnymi, i niewiele może zdziałać. Zdaniem pani Townsend, Ameryka wygrywa wojnę islamskim terroryzmem. Z jej oceną polemizował tego samego dnia w wywiadzie dla telewizji ABC News senator John Kerry, były kandydat Demokratów na prezydenta w wyborach w 2004 roku. Według niego, sam fakt, że lider Al-Kaidy wciąż jest na wolności i od sześciu lat bezkarnie nadaje na wideo swoje jątrzące wypowiedzi, dowodzi, że wpływy islamizmu wcale nie maleją. Kerry powiedział, że wojna w Iraku niepotrzebnie odwraca uwagę i odciąga środki USA od ścigania bin Ladena i walki z terrorystami w Afganistanie i Pakistanie. Podobnie surowo ocenili bilans wojny niezależni eksperci: były republikański gubernator New Jersey, Thomas Kean i były demokratyczny kongresman Lee Hamilton, szefowie komisji ds. przyczyn nieprzygotowania rządu na atak z 11 września. W artykule zatytułowanym "Czy jesteśmy dziś bezpieczniejsi", opublikowanym w niedzielnym "Washington Post", odpowiadają na to pytanie stanowczo: nie. Ich zdaniem, wpływy islamistów na świecie wciąż rosną, m.in. dzięki temu, że wojna w Iraku dostarcza im argumentów do rekrutacji nowych bojowników dla organizacji terrorystycznych.