Wg amerykańskiego dowództwa wizyty w Londynie są po zamachach zbyt niebezpieczne. Dlatego też zalecają, by do stolicy Wielkiej Brytanii nie przyjeżdżały rodziny żołnierzy stacjonujących na Wyspach. "Amerykanie zachowali się dokładnie tak jak chcieli tego terroryści" - żali się na łamach dziennika "The Times" przedstawiciel londyńskiej rady miasta. A wszystko to w chwili, gdy londyńczycy chcą pokazać światu, że zamachy ich nie zastraszą. - Nie pozwólmy, by to zmieniło styl naszego życia - apelował burmistrz Londynu Ken Livingstone w czasie wczorajszej przejażdżki metrem. Najwyraźniej jednak apele nie przyniosły żądanego skutku. Według brytyjskiego biura statystycznego, od czasu zamachów do centrum Londynu przyjeżdża 30 procent ludzi mniej. Mniej osób podróżuje także środkami komunikacji miejskiej. Sporo londyńczyków przesiadło się bowiem na rowery. Zobacz raport specjalny "Terroryzowany Londyn"