Były gubernator Massachusetts starł się ze swoim głównym rywalem do nominacji, Newtem Gingrichem, w sprawie polityki imigracyjnej i związków Gingricha z bankiem Freddie Mac, obwinianym za wywołanie kryzysu finansowego w 2008 r. Debata, zorganizowana i bezpośrednio transmitowana przez telewizję CNN, odbyła się w Jacksonville na Florydzie. Pytania zadawał znany dziennikarz CNN, Wolf Blitzer, i widzowie z sali. Romney z oburzeniem zareagował na zarzuty Gingricha z jego przedwyborczych spotów telewizyjnych - przypomniane na początku debaty przez Blitzera - że jest "najbardziej anty-imigracyjnym z kandydatów". Odnosiło się to do wypowiedzi byłego gubernatora, w których wzywał do ścigania i deportacji nielegalnych imigrantów. - To jest po prostu niewybaczalne. Nie jestem antyimigracyjny. Mój ojciec urodził się w Meksyku. Żona mojego ojca urodziła się w Walii. To jest ta niedopuszczalna retoryka, która od dawna charakteryzuje amerykańską politykę - powiedział Romney z gniewem. W czasie całej debaty Romney mówił tonem bardziej stanowczym niż poprzednio i jego riposty, w ocenie obserwatorów, dowodziły świetnego przygotowania do dyskusji. Po chwili zaatakował współpracę Gingricha z Freddie Mac. - Jest oczywiste, że promował on Freddie Mac za 1,6 miliona dolarów - powiedział, nawiązując do honorariów, jakie jego rywal otrzymał od banku. Freddie Mac, podobnie jak bliźniacza instytucja kredytowa Fannie Mae, również dotowana przez państwo, udzielała pożyczek na domy osobom bez zdolności kredytowej. Razem z zastosowaniem derywatów opartych na kredytach hipotecznych przez banki komercyjne, doprowadziło to do spiętrzenia niespłacalnych długów w sektorze finansowym. Gingrich, w latach 90. przewodniczący Izby Reprezentantów, replikował, że nie uprawiał lobbingu na rzecz Freddie Mac, tylko udzielał mu konsultacji. Podkreślał też, że radził mu zaprzestania ryzykownych kredytów. Następnie oskarżył Romneya, że sam wzbogacił się na inwestycjach na rynku finansowym - m.in. w akcje Freddie Mac. - Wszystkimi moimi inwestycjami zawiaduje zarząd powierniczy i nie ma tam inwestycji w akcje, tylko w obligacje i fundusze zbiorowe - ripostował były gubernator. - Czy pan wie, co ma pan w swoim portfolio? Może też jakieś udziały Freddie Mac? - dodał. Rozległy się burzliwe oklaski. Gingrich nic na to nie odpowiedział. Obserwatorzy debaty komentują ten moment jako udaną kontrę, która obnażyła jego nieprzygotowanie do debaty. Romney kontynuował wywód krytykując Gingricha za jego wypowiedź, że "ma konto w banku szwajcarskim". Oświadczył, że nie wstydzi się wcale, że dorobił się na inwestycjach giełdowych i podkreślił, że "nie odziedziczył tego, tylko zarobił". Sugerował, że krytykując go w ten sposób, Gingrich atakuje sam kapitalizm. Przyparty do lin Gingrich powiedział w końcu, że "lepiej zrezygnować z tego tematu", sugerując zawieszenie broni. W dalszej części debaty przypomniał, że w latach 90. Romney podkreślał swój dystans wobec prezydenta Ronalda Reagana i deklarował się jako niezależny. Zaraz jednak złagodził to mówiąc, że "gubernator potem dojrzał i to się mu chwali". Romney nie był tak kurtuazyjny, kiedy prowadzący dyskusję Blitzer wspomniał o niedawnej wypowiedzi Gingricha, że kiedy zostanie prezydentem, rozkręci program podboju kosmosu i doprowadzi do zbudowania "kolonii na Księżycu". Były gubernator wyszydził ten pomysł jako nierealistyczny w sytuacji wysokiego deficytu budżetowego i długu publicznego USA. Poparli go dwaj pozostali uczestnicy debaty: były senator Rick Santorum i kongresman z Teksasu, Ron Paul. Ich notowania w sondażach są dużo niższe i nie daje im się szans na nominację. Ron Paul uatrakcyjnił jednak wieczór kilkoma dowcipnymi bon-motami. Zapytany, czy jest za bazą na Księżycu, odpowiedział: "Nie, ale wysłałbym tam niektórych polityków". Kiedy Blitzer zapytał wszystkich, czy udostępnią opinii wyniki swoich badań lekarskich, odpowiedź 76-letniego Paula brzmiała: "Jak najbardziej. Jeżdżę codziennie na rowerze. Ale ostrzegam, że są ustawy przeciw dyskryminacji pod względem wieku". W ostatnich dniach sondaże na Florydzie wskazywały na pewną utratę poparcia dla Gingricha. Był on obiektem licznych krytycznych spotów telewizyjnych w tym stanie, opłaconych przez zwolenników Romneya. W opinii ekspertów Gingrich, uchodzący za znakomitego dyskutanta, powinien był lepiej od Romneya wypaść w debacie w Jacksonville, aby odwrócić ten trend. Niemal wszyscy komentatorzy stacji telewizyjnych mówili po debacie, że mu się to nie udało.