Od lat 90. protesty na amerykańskich uczelniach były z reguły pokojowe - wskazują przedstawiciele policji uniwersyteckiej, jaką ma większość dużych uczelni w Stanach Zjednoczonych. Demonstracje studentów przeciw apartheidowi, systemowi segregacji rasowej w RPA, w obronie legalności aborcji, praw "mniejszości seksualnych", przeciw przemocy seksualnej rzadko przeradzały się w gwałtowną konfrontację, jak to miało miejsce w ubiegły weekend w Charlottesville.To miasteczko uniwersyteckie jest siedzibą Uniwersytetu Wirginii zaprojektowanego i założonego w roku 1819 przez autora Deklaracji Niepodległości Thomasa Jeffersona. Podczas dawnych protestów studenci maszerowali z transparentami, krzyczeli, skandowali hasła, wymachiwali transparentami i rozchodzili się do akademików i domów. Dynamika studenckich protestów zaczęła się jednak zmieniać wraz z polaryzacją społeczeństwa amerykańskiego, która stała się widoczna za prezydentury Billa Clintona, pojawieniem się tzw. alternatywnej prawicy (“alt-right"), skłóconej z establishmentem Partii Republikańskiej, i alternatywnej lewicy ("alt-left"), która dała o sobie znać podczas wystąpień antyglobalistów i demonstracji Occupy Wall Street we wrześniu roku 2011. Dodatkowo, zdaniem socjologów, millenialsi są pokoleniem bardziej zaangażowanym politycznie niż ich poprzednicy, a serwisy społecznościowe i internet stanowią dla ekstremalnych grup na lewicy i prawicy doskonałe forum propagowania swoich poglądów. Dlatego imprezy uniwersyteckie, które dawniej były wydarzeniami uczelnianymi, stają się wydarzeniami publicznymi. Zmiana charakteru wystąpień studenckich jest poważnym i kosztownym wyzwaniem dla uczelni, szczególnie dla college'ów i uniwersytetów publicznych, tzn. finansowanych przez władze federalne, stanowe czy miejskie. Dostrzegając te zmiany oraz wrzenie polityczne na uczelniach, władze uniwersyteckie przygotowują się na "gorącą jesień". Uniwersytet Kalifornii w Berkeley - w latach 60. epicentrum protestów studenckich - po zamieszkach w Charlottesville wprowadził nowe zasady dotyczące na przykład organizowania wystąpień zaproszonych gości. Berkeley ma zatem plany mobilizacji sił porządkowych z innych kampusów Uniwersytetu Kalifornii, ściągnięcia posiłków policji miejskiej i stanowej. Przed wejściami na uczelnię będą ustawione betonowe barykady i posterunki ochrony z wykrywaczami metalu. Władze Berkeley są gotowe przeznaczyć 500 tys. dolarów na zapewnienie bezpieczeństwa studentom podczas każdego wystąpienia kontrowersyjnych prelegentów na tej uczelni. Kampus w Berkeley tylko w tym roku był dwukrotnie miejscem gwałtownych protestów grup lewicowych: w lutym przeciw wystąpieniu "konserwatywnego prowokatora" Milo Yiannopoulosa, związanego niegdyś z medialnym organem alt-right, czyli portalem Breitbart, a w kwietniu przeciw prawicowej komentatorce Ann Coulter. Oba wystąpienia zostały odwołane z powodu obaw o bezpieczeństwo uczestników spotkań. Organizatorzy wykładów złożyli skargi do sądów. Podobne plany ma teksański Uniwersytet A&M w Austin, który tak jak Uniwersytet Kalifornii jest uczelnią publiczną. Po zamieszkach w Charlottesville A&M odwołał planowane na 12 września wystąpienie Richarda B. Spencera. Organizator spotkania zapowiedział odwołanie się od decyzji władz uczelni. Utożsamiany z "białym nacjonalizmem" Richard B. Spencer był zapowiadany jako główny mówca demonstracji alternatywnej prawicy zorganizowanej w ubiegły weekend pod hasłem "Zjednoczenia Prawicy" w Charlottesville. Uniwersytet Florydy odwołał ze względów bezpieczeństwa wystąpienia Spencera, który jest prezesem National Policy Institute - ośrodka zwolenników supremacji białej rasy. Uniwersytet Stanu Michigan poinformował w tym tygodniu, że nadal rozważa prośbę o zorganizowanie wystąpienia Spencera na tej uczelni. W przeszłości wystąpienie Spencera, potomka (ze strony matki) właścicieli plantacji bawełny w stanie Luizjana, próbował odwołać Uniwersytet Auburn w Alabamie, jednak zamiary władz tej publicznej uczelni pokrzyżował sędzia federalny, powołując się na pierwszą poprawkę do konstytucji USA. Sędzia argumentował, że wystąpienie Spencera, który nie propaguje przemocy jako sposobu rozwiązania konfliktów rasowych, nie stanowi zagrożenia bezpieczeństwa publicznego. 39-letni Spencer, który w roku 2014 został deportowany z Węgier (i przez 3 lata automatycznie miał zakaz wjazdu do krajów grupy Schengen) zabiega o wystąpienia na uczelniach, ponieważ - jak powiedział - "uczelnie wyższe stały się bastionem lewicy (...) to wspaniałe, aby dostać się do brzucha bestii" W tym przypadku Spencer ma rację: jak wykazali autorzy opublikowanego w lutym raportu libertariańskiej Fundacji na rzecz Praw Jednostki w Edukacji poświęconego poszanowaniu wolności wypowiedzi w amerykańskich uczelniach, 217 amerykańskich uczelni, w tym najbardziej prestiżowych jak np. Uniwersytet Harvarda, ma regulaminy ograniczające ze względu na "poprawność polityczną" wolność wypowiedzi, mimo zawartej w statutach tych uczelni obietnic poszanowania konstytucyjnych praw studentów.