Słowa Pompeo pały dzień po tym, jak p.o. ministra obrony USA Patrick Shanahan ogłosił rozmieszczenie około tysiąca dodatkowych żołnierzy na Bliskim Wschodzie z - jak to ujął - przyczyn obronnych, powołując się na obawy o zagrożenie ze strony Iranu. Jednocześnie zapewnił także, iż "USA nie dążą do konfliktu z Iranem". Amerykański sekretarz stanu podkreślił, że jest przekonany, iż wojsko USA jest gotowe na każde wyzwanie i może odpowiedzieć na każdy atak. Powtórzył jednak, że Donald Trump "nie chce wojny" a jedynie odstraszyć irańskie zagrożenia. "Naszym zadaniem jest przekonanie Islamskiej Republiki Iranu, że jesteśmy poważni i powstrzymanie ich przed dalszą agresją w regionie" - powiedział. We wtorek Iran po raz kolejny próbował postraszyć Stany Zjednoczone słowami naczelnego dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Gen. Hosejn Salami oświadczył, że irańskie rakiety balistyczne są w stanie trafić bardzo precyzyjnie w "lotniskowce na morzu". Salami podkreślił, że irańska technologia rakietowa zmieniła równowagę sił na Bliskim Wschodzie, a jego wypowiedź padła po atakach na dwa tankowce w Zatoce Omańskiej w zeszłym tygodniu, podwyższając już i tak wysokie napięcie między Teheranem a Waszyngtonem, który zwiększa swoją obecność wojskową w regionie. Atak na tankowce W zeszłym tygodniu w Zatoce Omańskiej w pobliżu cieśniny Ormuz doszło do ataku na dwa tankowce - japoński i norweski - wskutek czego zostały one uszkodzone, a ich załogi ewakuowano. Stany Zjednoczone natychmiast obarczyły odpowiedzialnością za ataki Iran, jednak władze tego kraju kategorycznie temu zaprzeczają. Cieśnina Ormuz to najważniejsza trasa transportu ropy naftowej z Zatoki Perskiej - transportowana jest przez nią jest około jedna piąta światowego zużycia tego surowca.