Dla dobra śledztwa osoby pracujące przy nim nie mogą informować mediów o przebiegu dochodzenia. Dwaj cytowani anonimowo przez USA Today urzędnicy podkreślają, że na razie nie udało się zidentyfikować żadnego podejrzanego. Komisarz nowojorskiej policji James O'Neill podkreślił, że wysyłane paczkami mechanizmy traktowane są przez śledczych jako "podejrzane urządzenia wybuchowe". "Możliwe, że zostały albo zostaną wysłane kolejne paczki" USA Today, cytując anonimowe źródła we władzach, informuje, że urządzenia te, tzw. bomby rurowe, skonstruowane były z fragmentów plastikowych rurek zawierających czarny proszek i kawałki szkła. Rurki owinięte były taśmą, a dołączono do nich urządzenie przypominające mechanizm zegarowy. Przedstawiciel FBI Bill Sweeney oświadczył, że śledztwo w tej sprawie jest ogólnokrajowe, ale zastrzegł, że wciąż jest na wczesnym etapie. "Możliwe, że zostały albo zostaną wysłane kolejne paczki" - powiedział. "Urządzenia te powinny być traktowane jako niebezpieczne". Z kolei Kevin Barry, dawniej saper w nowojorskiej policji oraz były dyrektor Międzynarodowego Stowarzyszenia Techników Bombowych i Śledczych (IABTI), przewiduje w rozmowie z USA Today, że działania FBI "skupią się na analizie sposobu wykonania bomb oraz na uzyskaniu materiałów dowodowych". "Testy powinny obejmować ocenę funkcjonalności urządzeń, sprawdzenie rodzaju użytych rurek oraz badanie proszku, by ocenić, czy jest wysoko wrażliwym (materiałem wybuchowym), nisko wrażliwym, czy substancją chemiczną, która ma zostać rozproszona po uruchomieniu urządzenia" - ocenia Barry. Wyjaśnia również, że jeśli śledczym uda się uzyskać odciski palców na urządzeniach czy paczkach, FBI prawdopodobnie przeszuka kryminalną bazę danych. Zdaniem Barry'ego na zidentyfikowanie podejrzanego będzie wówczas potrzebnych kilka dni. Jednocześnie Philip Bartlett z nowojorskiego oddziału Służb Inspekcji Pocztowej informuje, że obecnie około 600 tys. pracowników skanuje paczki w poszukiwaniu ewentualnych kolejnych urządzeń. Podkreśla, że "w ciągu ostatnich ośmiu godzin nic nie zostało znalezione". Służby zapewniły, że agencja wzmacnia bezpieczeństwo, stosując wyspecjalizowaną technologię, skanując paczki oraz szkoląc pracowników. "Akt terroru" USA Today przytacza również opinię prezesa firmy Roman & Associates, zajmującej się oceną ryzyka i dochodzeniami gospodarczymi, Anthony'ego Romana, którego zdaniem wydarzenia te "mogą być wstępem do ataków bombowych w miejscach publicznych, jak w metrze czy słynnych budynkach - albo utrudnień w lokalach wyborczych" przed zaplanowanymi na 6 listopada wyborami do Kongresu. "Nierozważanie takiego scenariusza przez policję i urzędników federalnych byłoby nieodpowiedzialne - ocenił. - Jestem przekonany, że jest on brany pod uwagę i trwają działania, by mu zapobiec". Burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio zapewnił natomiast, że policjanci zostali rozstawieni przed mieszczącymi się w metropolii redakcjami mediów i biurami polityków. Wcześniej FBI informowało, że ślady w śledztwie prowadzą na Florydę, skąd wysłano przynajmniej niektóre podejrzane paczki. Przypuszcza się że urządzenia były skonstruowane na podstawie planów dostępnych w internecie. Władze federalne określiły wysyłanie paczek jako "akt terroru", chociaż odmówiły sprecyzowania, czy wysyłane urządzenia były zdolne do eksplozji. Niektórzy eksperci są zdania, że prymitywna konstrukcja wskazuje, że miały one raczej powodować strach i poczucie zagrożenia, a nie zabijać. Od wtorku paczki z urządzeniami wybuchowymi wysłano do miliardera i jednego z czołowych donatorów Partii Demokratycznej George'a Sorosa, byłej sekretarz stanu Hillary Clinton, byłego prezydenta Baracka Obamy, byłego wiceprezydenta Joe Bidena, do siedziby telewizji CNN na Manhattanie, a także do byłego prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości Erica Holdera, byłego dyrektora CIA Johna Brennana i do demokratycznej deputowanej do Izby Reprezentantów Maxine Waters oraz domu aktora Roberta de Niro na nowojorskim Manhattanie.