W stanie tym odbędą się w sobotę kolejne republikańskie prawybory. Jeśli wygra je Mitt Romney, faworyt partyjnego establishmentu i były gubernator Massachusetts, jego nominacja jako kandydata w wyborach prezydenckich będzie praktycznie zagwarantowana. Ostatnie sondaże wskazywały jednak, że może tam zwyciężyć popierany przez konserwatystów Gingrich. Santorum, który przegrywa z Gingrichem rywalizację o względy republikańskiej prawicy, w czwartkowej debacie wypomniał rywalowi wykroczenia finansowe i etyczne w Kongresie w latach 90., które zmusiły szefa Izby Reprezentantów do rezygnacji ze stanowiska. Zarzucił Gingrichowi megalomanię i skłonność do pompatycznych oświadczeń oraz przypomniał, że uchodzi on za polityka nieobliczalnego, którego prowokacyjne wypowiedzi szkodzą Republikanom. - Nie chcę nominata, co do którego będę się obawiał, co też powie następnego dnia - oświadczył. Oskarżył go też o popieranie w Kongresie inicjatyw niezgodnych z konserwatywnymi ideałami rządu z minimalnymi uprawnieniami. Starcie Santoruma z Gingrichem było na rękę Romneyowi. Skorzystał z niego, aby przedstawić się w roli outsidera, który nie zasiadał nigdy w Kongresie, a więc nie wchodził w korupcyjne układy w Waszyngtonie. - To, co tu słyszeliście - zwrócił się do widowni - jest doskonałym powodem, dla którego musimy wysłać do Waszyngtonu kogoś, kto tu nie mieszkał. Za tę wypowiedź zebrał burzliwe oklaski. Sam jednak znalazł się potem w opałach, kiedy Gingrich ogłosił, że właśnie ujawnił swoje zeznania podatkowe i wzywa Romneya, by zrobił to samo. Prowadzący debatę John King z telewizji CNN przypomniał Romneyowi, że jego ojciec, który w latach 60. też ubiegał się o prezydenturę, jako pierwszy polityk ujawnił swe zeznania podatkowe z kilkunastu lat. Romney - który ostatnio oświadczył, że ogłosi swe zeznania w kwietniu - wyglądał w tym momencie na zdenerwowanego i powiedział, że "być może" ujawni swe zeznania z przeszłości. Gingrich sugerował, że skoro Romney ociąga się z tym, być może ma coś do ukrycia. Romney jest multimilionerem, który wzbogacił się głównie na procentach i dywidendach z inwestycji na rynku finansowym. Od swoich dochodów (zysków kapitałowych) płaci tylko 15-proc. podatki. Część oszczędności trzyma w bankach w rajach podatkowych poza granicami USA. Krytycy uważają go za uosobienie "1 procenta" bogaczy oderwanych od trosk pozostałych 99 proc. społeczeństwa, czyli zwykłych Amerykanów. Gingrich przeszedł najtrudniejszą próbę na początku debaty, kiedy King poprosił go o skomentowanie wywiadu dla telewizji ABC, w którym jego druga żona powiedziała, że "proponował jej otwarte małżeństwo". Gingrich ma obecnie trzecią żonę i jego krytycy zarzucają mu hipokryzję, gdyż wcześniej głosił pochwałę trwałości małżeństwa i potępiał prezydenta Billa Clintona za romans ze stażystką. Gingrich zareagował gniewnie i zaatakował Kinga. - Ta historia jest fałszywa. Jestem zdumiony, że telewizja CNN zaczyna debatę od tego tematu - powiedział o rewelacjach byłej małżonki. Kiedy King bronił się mówiąc, że wywiad nadała inna stacja telewizyjna i sprawę podchwyciły pozostałe media, Gingrich odpalił: "Ale wykorzystał to pan, by od tego zacząć, więc niech pan nie zwala teraz na innych". Jego replika spotkała się z owacją na stojąco. Republikańscy wyborcy uważają CNN za telewizję "liberalną" (lewicującą, sprzyjającą Demokratom) i uprzedzoną do ich partii. W debacie brał jeszcze udział kongresman z Teksasu Ron Paul, idol libertarian i izolacjonistów, uchodzący za kandydata niszowego, a więc bez realnych szans na nominację prezydencką. Poruszano w niej tym razem wyłącznie tematy krajowe. Wszyscy prześcigali się w krytyce polityki obecnego prezydenta Baracka Obamy. Ani prowadzący, ani żaden z widzów nie zapytał kandydatów o ich poglądy na politykę zagraniczną.