- W biurze było 25 osób. Ludzie byli narażeni na kontakt z tym materiałem przysłanym pocztą, ale nikt nie zachorował. Jedna osoba dotknęła proszku, podejmujemy wszelkie niezbędne środki ostrożności - powiedziała Lawson. Zawartość przesyłki jest teraz badana w laboratorium. Nic dziwnego: w zeszłym roku w wyniku kontaktu z bakteriami wąglika rozsyłanymi pocztą zmarło w Stanach Zjednoczonych 5 osób, 20 trafiło do szpitala. Kilka dni temu naukowiec Steven Hatfill, którego podejrzewano o związek z tą sprawą, złożył skargę na prokuraturę. - Nic nie wiem o atakach wąglikiem i nie mam nic wspólnego z tą ohydną zbrodnią - zapewniał Hatfill, dodając że śledztwo zrujnowało mu życie.