Kolejne odcinki prawyborczego show za oceanem przynoszą kolejne intrygujące zwroty akcji. Republikanie: Zablokować Trumpa Dlaczego w prawyborach Partii Republikańskiej wciąż bierze udział gubernator Ohio John Kasich, mimo że nie ma nawet matematycznych szans na zdobycie nominacji? Otóż trwanie Kasicha jest dowodem na to, że partia za wszelką cenę chce powstrzymać Donalda Trumpa przed zdobyciem 1237 delegatów na konwencję krajową, co zapewni mu prezydencką nominację. Przy trzech kandydatach jest to bowiem odrobinę trudniejsze zadanie niż przy dwóch. Ponadto ulubieńcem Republikanów nie jest również senator Ted Cruz z Teksasu, główny rywal Trumpa. Wyjaśnijmy, że w pierwszej turze konwencji krajowej, która odbędzie się w lipcu, delegaci głosują zgodnie z wolą wyborców - delegat z danego stanu musi wskazać kandydata, którego ma "przypisanego" na podstawie wyników prawyborów. Jeśli jednak żaden z kandydatów nie zdobędzie 1237 głosów (czyli połowy), wtedy w drugiej turze delegaci mają już wolną rękę i mogą nawet wskazać polityka niebiorącego udziału w prawyborach. To jednak próżne nadzieje. Donald Trump zapewnił już sobie poparcie 739 delegatów i jest na dobrej drodze, by osiągnąć wymagany pułap. Gwoli formalności dodajmy, że Ted Cruz ma 465 delegatów, a John Kasich 143. Ponieważ wszystko wskazuje na to, że Trump zdobędzie wymaganą liczbę delegatów, wśród Republikanów urodził się nowy plan, jeszcze bardziej szalony. Pisze o nim serwis "Huffington Post". Według tych spekulacji Republikanie mieliby nieoficjalnie namaścić umiarkowanego kandydata niezależnego - choćby Mitta Romneya, kandydata z 2012 roku - który w wyborach prezydenckich odbierałby głosy zarówno Trumpowi, jak i Hillary Clinton (lub Berniemu Sandersowi). Jak głosi 12. poprawka do konstytucji, jeśli żaden z kandydatów nie uzyska większości głosów elektorskich, wtedy prezydenta Stanów Zjednoczonych wybiera... Kongres. A ten jest kontrolowany przez Republikanów. Wówczas prezydentem mógłby zostać wspomniany Mitt Romney. Ostatni raz Kongres, a konkretnie Izba Reprezentantów, wybierał prezydenta w 1825 roku. Warto przypomnieć, że w 1992 roku kandydat niezależny Ross Perot odebrał mnóstwo głosów Billowi Clintonowi i George'owi H.W. Bushowi. Jednak Perot nie zdołał wygrać ani jednego stanu, wskutek czego miał zero głosów elektorskch. Teraz, przy ogromnym elektoracie negatywnym zarówno Trumpa jak i Clinton, miałoby być inaczej. Kandydat niezależny mógłby wygrać w Ohio, Michigan, Utah czy Idaho. Jedno jest pewne - republikański establishment nie chce bezczynnie przyglądać się, jak Donald Trump zabiera im partię. Demokraci: Birdie Sanders kradnie show Ponad 3 miliony odtworzeń zanotowały filmiki z wróblem na wiecu Berniego Sandersa w stanie Oregon. Wróbel ochrzczony już mianem "Birdie Sanders" przykuł uwagę kandydata i widowni, gdy pojawił się na scenie, u podnóża podium Sandersa. Kiedy 74-letni senator z Vermont zaczął zdanie: "Ten ptaszek jeszcze o tym nie wie, ale...", wróbel przyfrunął na podium i usiadł tuż obok senatora. Widzowie oszaleli. Wstali, krzyczeli, bili brawo. Gdy już odfrunął, Bernie Sanders powiedział: "Myślę, że jest w tym pewna symbolika. Może nie wygląda, ale tak naprawdę to gołąb pokoju. Koniec wojen!" - powiedział kandydat, który głosował przeciwko wojnie w Iraku, a w młodości był pacyfistą. "Birdie Sanders" stał się wielkanocnym hitem internetu i bohaterem niezliczonej liczby obrazków i memów. "Opatrzność wskazała prezydenta" - piszą pół-żartem, pół-serio zwolennicy Sandersa. Senator ma ostatnio powody do zadowolenia. Tak jak przewidywaliśmy, geografia drugiej części prawyborów faworyzuje senatora. W pierwszej części wybierały stany południowe, w których Hillary Clinton jest najmocniejsza, a obecnie głosują stany o demografii sprzyjającej Sandersowi. Efekt? Kandydat wygrał pięć prawyborów z rzędu, osiągając poparcie na poziomie między 70 a 82 proc. Tak było na Alasce, Hawajach, w Idaho, Utah i Waszyngtonie. Dzięki tym wynikom Bernie Sanders zniwelował jedną trzecią straty do Clinton. Obecnie dzieli ich nieco ponad 200 delegatów. Superdelegaci (działacze niezwiązani wolą wyborców) nadal gremialnie popierają byłą sekretarz stanu. Wydaje się, że strategia sztabu Bernie Sandersa jest następująca: wygrać większość delegatów w prawyborach, a następnie wymóc na superedelegatach i Clinton, by poparli kandydata wskazanego przez wyborców. Sondaże pokazują, że z tygodnia na tydzień rosną notowania senatora w Kalifornii, a więc w stanie, który prawdopodobnie rozstrzygnie o ostatecznym wyniku demokratycznych prawyborów (jest tam aż 546 delegatów do wzięcia!). Na razie jednak Hillary Clinton wciąż ma przewagę, która pozwala jej spać spokojnie. Najbliższe prawybory? 5 kwietnia głosuje Wisconsin (Demokraci i Republikanie), a 9 kwietnia Wyoming (tylko Demokraci).