USA: Strzelanina na przedmieściach Denver. Nie żyje oficer
Policjant z 19-letnim stażem zginął w wyniku strzelaniny, do której doszło w środku dnia w mieście Arvada na przedmieściach Denver w USA. Śmierć funkcjonariusza poruszyła lokalną społeczność. - Za każdym razem, gdy to się dzieje, łamie mi się serce. Szczególnie, kiedy dzieje się to tak blisko domu. To są oficerowie, do których macham, kiedy wyprowadzam psa - mówił John Garrod, mieszkaniec Arvady.

Ok. 13:15 czasu lokalnego w poniedziałek policja otrzymała zgłoszenie o "podejrzanym incydencie" w pobliżu biblioteki w Arvadzie. 15 minut później na numer alarmowy przyszło wezwanie o strzałach i rannym funkcjonariuszy.
Oficer, który został zabity, to Gordon Beesley. Mężczyzna pracował w departamencie policji w Arvadzie od 19 lat.

W wyniku strzelaniny zginęła także inna osoba. Napastnik został zastrzelony.
"Najsmutniejszy dzień"
Reuters przypomina, że trzy miesiące temu w Boulder, ok. 30 km od Arvady, inny napastnik otworzył ogień w supermarkecie i zabił 10 osób, w tym policjanta.
- Śmierć oficera z Arvady, zaledwie trzecia w historii naszego departamentu policji, była szczególnie bolesna po masowej strzelaninie w pobliskim Boulder - mówił burmistrz Arvady Marc Williams. - To zdecydowanie najsmutniejszy dzień dla naszego departamentu - dodał.
Burmistrz przyznał, że jechał autem w okolicy miejsca zdarzenia, kiedy zobaczył 11 radiowozów na sygnałach. - Wiedziałem, że wydarzyło się coś poważnego. Nie wiedziałem, jak poważnego - relacjonował.
Mieszkańcy poruszeni
Kondolencje rodzinie i przyjaciołom oficera złożył także gubernator Kolorado Jared Polis.
Śmierć policjanta poruszyła lokalnych mieszkańców. Wielu z nich wyszło na ulicę, by obserwować konwój ok. 30 policyjnych radiowozów, który jechał za karawanem przewożącym ciało Beesleya do biura koronera.
John Garrod trzymał czarno-niebieską flagę, którą wywiesza przed swoim domem zawsze, gdy ginie funkcjonariusz. W rozmowie z mediami poinformował, że jego syn, szwagier oraz siostrzeniec pracują w organach ścigania.
- Za każdym razem, gdy to się dzieje, łamie mi się serce. Szczególnie, gdy dzieje się to tak blisko domu - powiedział Garrod. - To są ci sami oficerowie, do których macham, kiedy wyprowadzam psa - dodał.