Ok. 13:15 czasu lokalnego w poniedziałek policja otrzymała zgłoszenie o "podejrzanym incydencie" w pobliżu biblioteki w Arvadzie. 15 minut później na numer alarmowy przyszło wezwanie o strzałach i rannym funkcjonariuszy. Oficer, który został zabity, to Gordon Beesley. Mężczyzna pracował w departamencie policji w Arvadzie od 19 lat. W wyniku strzelaniny zginęła także inna osoba. Napastnik został zastrzelony. "Najsmutniejszy dzień" Reuters przypomina, że trzy miesiące temu w Boulder, ok. 30 km od Arvady, inny napastnik otworzył ogień w supermarkecie i zabił 10 osób, w tym policjanta. - Śmierć oficera z Arvady, zaledwie trzecia w historii naszego departamentu policji, była szczególnie bolesna po masowej strzelaninie w pobliskim Boulder - mówił burmistrz Arvady Marc Williams. - To zdecydowanie najsmutniejszy dzień dla naszego departamentu - dodał. Burmistrz przyznał, że jechał autem w okolicy miejsca zdarzenia, kiedy zobaczył 11 radiowozów na sygnałach. - Wiedziałem, że wydarzyło się coś poważnego. Nie wiedziałem, jak poważnego - relacjonował. Mieszkańcy poruszeni Kondolencje rodzinie i przyjaciołom oficera złożył także gubernator Kolorado Jared Polis. Śmierć policjanta poruszyła lokalnych mieszkańców. Wielu z nich wyszło na ulicę, by obserwować konwój ok. 30 policyjnych radiowozów, który jechał za karawanem przewożącym ciało Beesleya do biura koronera. John Garrod trzymał czarno-niebieską flagę, którą wywiesza przed swoim domem zawsze, gdy ginie funkcjonariusz. W rozmowie z mediami poinformował, że jego syn, szwagier oraz siostrzeniec pracują w organach ścigania. - Za każdym razem, gdy to się dzieje, łamie mi się serce. Szczególnie, gdy dzieje się to tak blisko domu - powiedział Garrod. - To są ci sami oficerowie, do których macham, kiedy wyprowadzam psa - dodał.