Jak podaje w komunikacie agencja Associated Press, do tragicznej strzelaniny doszło około 22:30 w niedzielę (czasu lokalnego). W jej wyniku zginęły trzy osoby, dwie kolejne są ranne i otrzymały "niezbędną pomoc medyczną". Strzelanina na uniwersytecie w USA. Zidentyfikowano podejrzanego O zagrożeniu powiadomił studentów rektor uczelni, Jim Ryan w liście do społeczności uniwersyteckiej opublikowanym w mediach społecznościowych. To on zidentyfikował podejrzanego jako Christophera Darnella Jonesa Jra. Był on uczniem tej szkoły i zawodnikiem futbolu amerykańskiego. Jeszcze tego samego dnia, czyli w niedzielę wieczorem, uniwersytet uruchomił procedurę zarządzania kryzysowego. W wydanym ostrzeżeniu powiadomiono społeczność kampusu o "aktywnym napastniku z bronią palną". W komunikacie nakazano natychmiastowe schronienie się w miejscu obecnego przebywania po doniesieniu o strzałach oddanych na północnych obrzeżach miasteczka uniwersyteckiego, przy Culbreth Road. Odwołano wszystkie poniedziałkowe zajęcia. Departament policji stanu Wirginia opublikował w internecie zawiadomienie informujące o zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach podejrzanego, w którą włączyło się wiele agencji policyjnych, w tym policja stanowa. Mężczyznę uznano za "uzbrojonego i niebezpiecznego" Córka polskiego dziennikarza wśród zagrożonych osób Do strzelaniny odniósł się też polski korespondent telewizyjny, mieszkający na co dzień z rodziną w Stanach Zjednoczonych. Marcin Wrona napisał na Twitterze: "Wszystko zaczęło się blisko 12 godzin temu. Trzech studentów zabitych, dwóch rannych. Po raz pierwszy masowe strzelaniny dotknęły nas osobiście. W jednym z akademików zabarykadowana jest moja córka. Sprawca nadal na wolności..." - przedstawił dramatyczną relację dziennikarz.