Walkę z żywiołem ułatwiła nieco chłodniejsza <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-pogoda,tId,93486" title="pogoda" target="_blank">pogoda</a>. Osłabł też wiatr co pozwoliło strażakom na przyspieszenie prac nad wyrębem pasów terenu hamujących postęp płomieni. Jednak Jeff Kramer z biura szeryfa w El Paso ostrzegł, że utrzymująca się katastrofalna susza może spowodować w każdej chwili ponowne pogorszenie się sytuacji. Obecnie największym zagrożeniem są rabusie grasujący w opuszczonych domach a także ataki rozwścieczonych niedźwiedzi zmuszonych do opuszczenia swoich terenów zniszczonych przez płomienie. Pożar w rejonie popularnego wśród turystów kanionu Waldo został w znacznej mierze opanowany. Jednak żywioł wyrządził olbrzymie szkody osiedlom na przedmieściach drugiego pod względem wielkości miasta w tym stanie - Colorado Springs, liczącego ponad 400 tys. mieszkańców. Jak dotychczas, stwierdzono, że pożary były bezpośrednią przyczyną zgonu 2 osób. 345 domów zostało zniszczonych a w szczytowym momencie liczba ewakuowanych sięgnęła 35 tys. 10 tys. osób nadal nie może jednak powrócić do domów - jeśli je nadal posiadają. Płomienie spopieliły 6.880 hektarów lasów i zarośli, w większości na terenie rezerwatu leśnego Pike. Koszt akcji gaśniczej ocenia się prawie 9 mln dolarów. Prezydent Obama, który w piątek odwiedził rejony zniszczone przez pożary, zaapelował w sobotę w cotygodniowym przemówieniu radiowym do Amerykanów o dobrowolne wpłaty na konto amerykańskiego Czerwonego Krzyża w celu pomocy osobom poszkodowanym. Eksperci federalnej Służby Leśnej przystąpili wraz z lokalnymi władzami do ustalania przyczyny wybuchu pożarów. Nie wyklucza się umyślnego podpalenia.