Poniedziałek był pierwszym dniem strajku ok. 29 tys. nauczycieli i personelu pomocniczego szkół w rejonie Chicago, który zmusił rodziców ponad 350 tys. uczniów - od stopnia przedszkolnego do szkoły średniej - do szukania zastępczych opiekunów dla swoich pociech. Nauczyciele i pracownicy przedszkoli nie mogą od kilku miesięcy dojść do porozumienia z władzami miasta na temat kształtu i zakresu reform systemu oświaty publicznej w aglomeracji Chicago, zaliczanego do trzeciego pod względem wielkości w USA. Spór wywołuje niezadowolenie rodziców, którzy wzywają obie strony do porozumienia. Ulicami centrum Chicago przeszło - według ocen policji - ok. 10 tys. nauczycieli ubranych w czerwone podkoszulki pod transparentami wzywającymi do "walki z Rahmunizmem" (aluzja do imienia burmistrza). "Nam nie chodzi o pieniądze. Chodzi o warunki pracy i liczbę uczniów w klasach, które nie zmieniły się od 35 lat" - powiedziała Karen Kreinik, nauczycielka z De Diego Academy. "Jest dla mnie absolutnie szokujące, że mamy burmistrza - Demokratę, który jest przeciwnikiem związków zawodowych" - dodała. Z pomocą rodzicom pośpieszyły kościoły, ośrodki komunalne i niektóre instytucje publiczne zapewniając tymczasową opiekę tysiącom dzieci, których rodzice musieli udać się do pracy. Dzieciom zapewniono opiekę przez pół dnia oraz śniadanie i lunch.