Kobieta zginęła, gdy samochód wjechał w tłum ludzi, głównie lewicowych aktywistów, demonstrujących przeciwko wiecowi skrajnej prawicy. Policja poinformowała, że kierowca został aresztowany. To 20-letni mężczyzna ze stanu Ohio. Dwie kolejne ofiary, jak podały władze miasta, to dwaj policjanci. Zginęli oni w katastrofie śmigłowca, który z powietrza wspierał działania sił porządkowych w mieście i który później rozbił się w pobliżu Charlottesville. Na razie nie wiadomo, dlaczego maszyna spadła na ziemię. Stacja CNN podała, że podczas starć w mieście, w tym także w incydencie z samochodem, rannych zostało 35 osób, z których pięć jest w stanie krytycznym. Do zamieszek w Charlottesville odniósł się prezydent USA. "Śledzimy przerażające wydarzenia w tym mieście. Zdecydowanie potępiamy te przejawy nienawiści, bigoterii i przemocy z wielu stron" - powiedział Donald Trump w Bedminster w stanie New Jersey, gdzie spędza urlop. Agencja AP podała, że "biali nacjonaliści" zorganizowali wiec w Charlottesville w proteście przeciwko planowanemu przez władze miejskie usunięciu pomnika generała Roberta E. Lee, dowódcy wojsk Konfederacji w czasie wojny secesyjnej (1861-1865). Demonstracja odbywała się pod hasłem: "Zjednoczyć prawicę".