Reklama

USA: Specjalna komisja zbada atak na Kapitol. Wezwanie może otrzymać Donald Trump

Specjalna komisja do zbadania ataku na Kapitol z 6 stycznia rozpoczęła pracę. Na pierwszym posiedzeniu wystąpili funkcjonariusze zeznający, jak z ich perspektywy przebiegał atak zwolenników Trumpa. Wielu funkcjonariuszy, broniąc symbolu amerykańskiej demokracji, doznało poważnych obrażeń. Wezwanie na komisję może otrzymać były prezydent Donald Trump.

Do ataku na Kapitol, siedzibę władz federalnych i amerykańskiego parlamentu w Waszyngtonie, doszło 6 stycznia 2021 roku. Protestujący przed budynkiem zwolennicy Donalda Trumpa utrzymywali, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane.

Grupa osób wdarła się do budynku późnym popołudniem, doszło do starć i bójek z ochroną budynku i funkcjonariuszami amerykańskiej policji. Zwolennicy Trumpa zdemolowali gabinety parlamentarzystów i sale obrad na Kapitolu. 

Atak został potępiony przez amerykańskich i światowych polityków, w tym Joe Bidena oraz samego Donalda Trumpa, który był jednak krytykowany za zwłokę i niejednoznaczne komunikaty. Sceny z Kapitolu obiegły światowe media. 

Reklama

Atak na siedzibę władz

Do zbadania sprawy została powalana specjalna komisja. Prace rozpoczęła we wtorek, kiedy przesłuchano pierwszych świadków i uczestników zdarzeń. Na razie byli to funkcjonariusze policji i służb ochrony na Kapitolu. 

- Tłum terrorystów koordynował swoje wysiłki, popychali swój ciężar do przodu, przygniatając mnie jeszcze bardziej do metalowej ramy drzwi. Mężczyzna przede mną chwycił moją pałkę i uderzał mnie w głowę. Wiedziałem, że nie jestem w stanie wytrzymać większych obrażeń i utrzymać się na nogach. W najlepszym wypadku upadłbym i stałbym się zagrożeniem dla moich kolegów, w najgorszym zostałbym wywleczony w tłum i zlinczowany - opisywał wydarzenia Daniel Hodges, policjant z Waszyngtońskiej Policji Metropolitalnej. Dodawał, że "zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem zrobić - krzyknąłem o pomoc". 

"Bałem się bardziej niż w Iraku"

Inny z obecnych policjantów, Michael Fanone, zeznawał, że "w pewnym momencie stanąłem twarzą w twarz z napastnikiem, który wielokrotnie rzucił się na mnie i próbował odebrać mi broń palną. 

- Słyszałem krzyki z tłumu: "zabierz mu broń", "zabij go jego własnym pistoletem" - wspomina.

ZOBACZ: Test mowy zdradzi, czy zachorujesz na Alzheimera

- 6 stycznia po raz pierwszy bardziej bałem się, pracując na Kapitolu niż podczas całej mojej służby wojskowej w Iraku. W Iraku spodziewaliśmy się przemocy, bo byliśmy w strefie wojny. Ale nic w moim doświadczeniu w armii, ani jako funkcjonariusza organów ścigania, nie przygotowało mnie na to, z czym zmierzyliśmy się 6 stycznia - mówił sierżant policyjnej jednostki na Kapitolu. 

Dotychczas służby zatrzymały około 400 osób biorących udział w ataku. W czasie zamieszek zginęło pięć osób. Federalne Biuro Śledcze uznało atak za "akt terroryzmu krajowego". 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | atak na Kapitol

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy