USA już siódmy dzień są bez ustawy o wydatkach państw, ale wciąż nie widać perspektywy na szybki kompromis.Kontrolujący Izbę Reprezentantów Republikanie uzależniają przyjęcie budżetu od ustępstw Obamy i Demokratów w sprawie reformy systemu opieki zdrowia Obamacare. Jak dotąd przewodniczący Boehner nawet nie przedłożył pod głosowanie ustawy budżetowej w wersji Senatu, czyli niezawierającej zapisów przeciwko Obamacare. A w wywiadzie dla ABC w niedzielę Boehner zapewniał, że "nie ma wystarczającej większości w Izbie, by przyjąć 'czystą' ustawę budżetową", a więc bez zapisów ograniczających Obamacare. "Izba Reprezentantów powinna głosować już dziś" - powiedział Obama podczas niespodziewanej wizyty jaką złożył w poniedziałek w federalnej agencji ds. zarządzania kryzysowego (FEMA), gdzie 86 proc. personelu tak jak setki tysięcy innych pracowników federalnych od wtorku jest na przymusowych urlopach. "Jeśli Republikanie i przewodniczący Boehner mówią, że nie mają wystarczającej większości w Izbie (by poprzeć ustawę w wersji senackiej - PAP), to niech to udowodnią. Pozwólcie, by ustawa została poddana pod głosowanie i zobaczymy co się stanie. Po prostu głosujcie. Niech każdy członek Kongresu głosuje według sumienia i niech sam zdecyduje, czy chce dalszej blokady rządu. Przypuszczam, że znalazłaby się wytaczająca liczba deputowanych, by ustawa przeszła" - powiedział Obama. Także zdaniem wielu komentatorów prasowych nie można wykluczyć, że ustawa uzyskałaby wymaganą większość, bo z Demokratami zagłosowałaby część bardziej umiarkowanych Republikanów, którzy mają już dość paraliżu rządu. Konserwatywny dziennik "Wall Street Journal" pisał w poniedziałek, że około "15 lub więcej" Republikanów w Izbie wyrażało frustrację z powodu blokady rządu i wzywało przywódców partii o zakończenie impasu. Zdaniem republikańskiego kongresmena Petera Kinga z Nowego Jorku "od 50 do 75" kongresmenów spośród ponad 230 Republikanów w Izbie zagłosowałoby choćby jutro za przyjęciem ustawy budżetowej w wersji Senatu, gdyby tylko umożliwiono im głosowanie. "A gdyby to było tajne głosowanie to nawet 150" - powiedział King, cytowany przez "New York Times". "Boehner nie poddaje pod głosowanie ustaw, ponieważ najwyraźniej nie chce zakończenia blokady prac rządu aż nie uzyska ustępstw, które nie mają nic wspólnego z budżetem" - dodał Obama. Prezydent jak i Demokraci nie zgadzają się na - jak mówią - republikański szantaż i wykluczają ustępstwa w reformie Obamacare - przyjętego przez Kongres w 2010 r. flagowego projektu Obamy, który ma zapewnić jak najbardziej powszechny system ubezpieczeń. Coraz więcej komentatorów prognozuje, że impas budżetowy może więc trwać nawet jeszcze 10 dni, czyli do czasu, gdy Republikanie i Demokraci będą musieli porozumieć się w jeszcze ważniejszej sprawie. A mianowicie niezbędnego, by zapobiec niewypłacalności USA, podniesieniu dozwolonego limitu zadłużenia (obecnie 16,7 bln dol.), który - jak prognozuje resort finansów - zostanie osiągnięty 17 października. Wówczas obie sprawy mogłyby zostać uzgodnione w negocjacjach jednocześnie. Republikanom łatwiej byłoby przełknąć porażkę ws. Obamacare i wyjść z twarzą z całej budżetowej zawieruchy, gdyby dostali jakieś inne ustępstwa. Boehner mówił w niedzielę, że nie ma mowy na zgodę Republikanów na zwiększenie limitu zadłużenia bez ustępstw we strony Demokratów w sferze wydatków. Komentatorzy wskazują, że Republikanie będą żądać cięć w wydatkach na świadczenia socjalne, a zwłaszcza funduszu emerytalnym i na opiekę zdrowotną dla najuboższych (Medicaide). Obama już wcześniej deklarował wolę negocjacje ws. długoterminowej polityki fiskalnej, w tym ograniczenia kosztów programów socjalnych, ale pod warunkiem reformy sytemu dochodów do budżetu, w tym likwidacji różnych ulg podatkowych dla najbogatszych i biznesu. Jak donosi Associated Press, taki szeroki plan - obejmujący cięcia w wydatkach socjalnych i reformę systemu podatków, który pozwoliłby zakończyć blokadę rządu i uniknąć niewypłacalność kraju - promuje w Kongresie republikański senator Robert Portman, ale jest on na bardzo wstępnym etapie i nie ma gwarancji, że się powiedzie. Powszechnie ocenia się, że choć trwający paraliż prac rządu z powodu braku ustawy budżetu jest coraz bardziej uciążliwy dla obywateli i biznesu, to brak zgody Kongresu na podniesienie limitu długu grozi nieporównywalnie gorszymi konsekwencjami. Brak zgody na dodrukowanie pieniędzy oznaczałby pierwszą w historii USA niewypłacalność (z ang. default). Pieniędzy mogłoby zabraknąć np. na emerytury bądź regulowanie zobowiązań wynikających z emitowanego przez USA długu, co jak ostrzegają ekonomiści mogłoby prowadzić do kolejnego światowego kryzysu.